RWE - GŁOS WOLNEJ POLSKI (CZ. I)

Komandosi zimnej wojny

RADOSŁAW JANUSZEWSKI, JAN STRĘKOWSKI

Tekst został opublikowany w "Rzeczpospolitej" w numerze z 20-21 kwietnia 2002 r.

Trzeciego maja 1952 roku o godzinie 11.00 popłynęły w eter pierwsze takty Majowego Mazurka, a potem słowa: "Mówi Radio Wolna Europa - Głos Wolnej Polski... Uwaga! Uwaga! Mówią Polacy do Polaków!". Godzinną audycję inauguracyjną powtarzano przez całą dobę.

"Ziejące nienawiścią szczekaczki imperialistyczne wszczęły wściekłą nagonkę", z pewnym opóźnieniem - wynikłym z zaskoczenia i niechęci do propagowania nowej rozgłośni - komentowała pojawienie się rozgłośni prasa PRL-owska.

Kapitan Nowak

Już 4 lipca 1950 r., z Nowego Jorku wyemitowano krótki program. Z Monachium, dokąd przeniesiono rozgłośnię, było jednak bliżej do kraju.

"W imieniu milionów Amerykanów przekazuję w ręce kapitana Jana Nowaka tę nową radiostację" - mówił admirał Harold Miller, prezes amerykańskiego Komitetu Wolnej Europy.

Centrala RWE w Monachium, skąd - według stalinowskiej propagandy - "wściekłą nagonkę" prowadziły "ziejące nienawiścią szczekaczki imperialistyczne"

Jan Nowak-Jeziorański, wcześniej kurier rządu polskiego na uchodźstwie i pracownik BBC, twardą ręką poprowadził zespół. Jeden z jego współpracowników, Tadeusz Nowakowski, "reporter papieża" i pisarz, mówiąc o pierwszych 2 latach w RWE, nazwał pracowników radia "komandosami rzuconymi na pierwszą linię frontu".

"Był bardzo surowym szefem - wspomina zatrudniona dużo później Alina Grabowska. - Przede wszystkim straszliwie krzyczał na ludzi, jeżeli uważał, że źle pracują, że popełnili jakiś błąd, wynikający z niedostatku uwagi i starań. (...) Dla Nowaka nie istniało coś tak dziwacznego jak Čgodziny pracyÇ".

Jolanta Hajdasz, która pisze rozprawę doktorską o Rozgłośni Polskiej mówi, że Nowak miał ogromne poczucie misji, praca w RWE nie była dla niego zwykłym zajęciem, była to służba Polsce. To samo mówią o szefie, ale i o zespole inni wówczas zatrudnieni pracownicy radia.

"Zależało mi na tym, by utrzymać pewną ciągłość tradycji z przedwojennym Polskim Radiem" - pisze Jan Nowak w "Wojnie w eterze". Do Rozgłośni Polskiej trafili: Wiktor Budzyński, kierownik "Lwowskiej fali", Wojciech Trojanowski, znany reporter sportowy, Zdzisław Malinowski, były dyrektor rozgłośni poznańskiej PR, Wincenty Rapacki, były dyrektor rozgłośni łódzkiej. Zespół zasiliła elita polskich intelektualistów - Jan Lechoń, Gustaw Herling-Grudziński, Marian Hemar, Roman Palester, Wacław Radulski. Większość pracowników miała wojenną przeszłość. Byli wśród nich: Tadeusz Zawadzki-Żenczykowski z AK, Włada Majewska, która z "Lwowską falą" przeszła szlak bojowy II Korpusu, Jan Markowski, powstaniec warszawski, autor "Marszu Mokotowa".

Zygmunt Jabłoński, pracownik RWE, żartował jednak, że Nowak w ogóle nie znał się na ludziach i ich kwalifikacjach. Zdolny spiker stawał się u niego redaktorem, dziennikarz trafiał do produkcji. Zaś poeta Bronisław Przyłuski "ochrypłym głosem czytał dziennik radiowy".

W oczach propagandystów krajowych zespół znalazł jeszcze mniej uznania: Jan Nowak spekulował na antykach i prowadził złote życie, a jego współpracownicy zajmowali się szpiegostwem, handlem walutą i złotem, bogacili się na tajemniczej śmierci współmałżonków, bywali zagorzałymi syjonistami, alkoholikami, sodomitami, narkomanami, kanciarzami, oszustami, bandytami, byli łasi na pieniądze i zdradzali współmałżonków, jedna z pań była nimfomanką, miewali przyjaciół wśród gestapowców i sami na gestapo donosili - można było przeczytać w "Trybunie Ludu", "Żołnierzu Wolności" i usłyszeć w Polskim Radiu.

Mydło i powidło

Jest rok 1953, w Polsce brakuje wszystkiego. Na targ w pewnym miasteczku wjeżdża chłop, na wozie ma deficytowy towar. Ludzie tak się pchają, że mało wozu nie przewrócą. W pewnej chwili chłop krzyczy do grubej baby napierającej na wóz: "Pani Lipowa i co się pani tak pcha". Wszyscy wybuchają śmiechem. Słuchają "Podwieczorku przy mikrofonie" nadawanego przez RWE. Jego głównymi postaciami były dwie kłótliwe warszawskie paniusie: pani Miętowa i pani Lipowa, które nie przebierając w słowach gawędziły stojąc w ogonkach.

Do kogo był adresowany program, zapytaliśmy Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

- Bolszewicy, jak objęli władzę, mieli takie hasło: "wsiom, wsiom, wsiom". Do wszystkich, wszystkich, wszystkich. Otóż myśmy też tak skonstruowali swój program, aby on był przeznaczony dla wszystkich. Tak, jak w domu towarowym, żeby każdy znalazł w nim coś dla siebie. Zarówno inteligent, jak rolnik, jak robotnik.

Najpopularniejszym programem był dziennik. Powtarzano go co godzinę. Ważne miejsce na antenie zajmowały programy polityczne: "Odwrotna strona medalu" audycja polemiczna, prostująca fałsze propagandy PRL. "Przegląd prasy". Na listy słuchaczy napływających do redakcji... pism krajowych odpowiadano w programie "Skrzynka radiowa". Omówieniom wydarzeń krajowych poświęcone były audycje "Reflektorem po kraju" i "Z polskiego punktu widzenia". Była audycja dla kobiet redagowana przez Aleksandrę Stypułkowską (Jadwiga Mieczkowska), dla młodzieży Tadeusza Nowakowskiego (Tadeusz Olsztyński), powieść radiowa "Rodzina Kubiczów" i programy religijne oraz dyskusje okrągłego stołu z udziałem najwybitniejszych emigracyjnych polityków i artystów. Wśród gości znaleźli się generał Władysław Anders, Tomasz Arciszewski, generał Tadeusz Bór-Komorowski, prezydent Edward Raczyński. Były również programy muzyczne, sportowe, radio nadawało prognozy pogody, a w późniejszym okresie, gdy okazało się, że w godzinach emisji spada słuchalność, bo ludzie zmieniają kanał, żeby posłuchać wyników losowania totalizatora sportowego, RWE zaczęła nadawać wyniki totka. Stąd wziął się dowcip: A teraz RWE poda prawdziwe numery Toto-Lotka.

Mówi Józef Światło

Wicedyrektor X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, podpułkownik Józef Światło, pojechał berlińską kolejką miejską o jeden przystanek za daleko. Był 5 grudnia 1953 r. Kilka miesięcy wcześniej umarł Stalin, a wkrótce potem zabito Berię. Lepiej zorientowani bezpieczniacy rozumieli, że wkrótce może im się zacząć palić grunt pod nogami.

Koperta z taśmą zawierającą zeznania dygnitarza bezpieki trafiła na biurko Nowaka.

Pierwsza audycja "Za kulisami bezpieki i partii" z rewelacjami Światły - człowieka, który zajmował się inwigilacją najwyższych dostojników partyjnych - wyemitowana została 28 września 1954 r.

"Porozmawiajmy ze sobą otwarcie, towarzyszu Tomaszu - zwracał się do Bolesława Bieruta. - Nad spreparowaniem waszego życiorysu pracowała w Komitecie Centralnym cała komisja..., aby w jakiś sposób z brudnego i małego agenta wywiadu NKWD zrobić działacza partyjnego...".

Do RWE, mimo trudności, przychodziły listy z krajów komunistycznych.

W eter poszły informacje na temat aparatu terroru, ujawniono okoliczności aresztowania prymasa Wyszyńskiego, którego osobiście dokonał Światło.

Po raz pierwszy Polacy dowiedzieli się, jaką rolę w polityce władz odgrywa Bolesław Piasecki i jego PAX. Przede wszystkim jednak podano do wiadomości publicznej prawdziwe życiorysy funkcjonariuszy bezpieki i partii.

"Partia bardzo się boi wszystkich audycji, w których ujawnia się ich wewnętrzne stosunki, powiązania i przeszłość" - zeznawał Światło. Wiedział, co mówi: do Berlina wysłano go, żeby "uciszył" Wandę Brońską, byłą komunistkę, która na falach RWE ujawniała kompromitujące fakty dotyczące likwidacji KPP, powstania PPR, systemu sowieckich łagrów.

Do wielu funkcjonariuszy PZPR po raz pierwszy dotarło, że nikt nie jest wolny od zagrożenia. Okazało się, że Bierut kazał zbierać materiały na Bermana, a Berman, jego najbliższy współpracownik, asekurując się, polecił Światle założyć teczkę Wandy Górskiej, kochanki Bieruta.

Nastąpiło polityczne trzęsienie ziemi. Zlikwidowano Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, a jego szef Stanisław Radkiewicz przejął resort PGR-ów. Po cichu aresztowano Józefa Różańskiego, szefa departamentu śledczego bezpieki. Wkrótce za kraty trafili wiceministrowie MBP Roman Romkowski i Konrad Świetlik. Ich los podzielił Anatol Fejgin, bezpośredni przełożony Światły. Odesłano do ZSRR Dymitra Wozniesieńskiego szefa Głównego Zarządu Informacji i jego zastępcę Antoniego Skulbaszewskiego, odpowiedzialnych m.in. za egzekucje oficerów Wojska Polskiego. Wreszcie, na niewielką skalę zaczęto wypuszczać więźniów politycznych. W grudniu 1954 roku na wolność wyszedł Władysław Gomułka.

Władysław Bartoszewski, który w październiku tego samego roku wyszedł z więzienia, wspomina, że pierwszą audycją RWE, jakiej dane mu było słuchać, był właśnie program "Za kulisami bezpieki i partii".

Wojna balonowa

Reżim poczuł się mocno zagrożony. Jak powiedział nam Jan Nowak-Jeziorański, intensywne zagłuszanie zaczęło się dopiero po audycjach Światły. Jednak rewelacje dotarły do kraju również inna drogą.

Jeszcze w połowie 1951 r. Amerykanie zaczęli wysyłać nad Europę Wschodnią balony z ulotkami propagandowymi. Od lutego 1955 r. wojną balonową objęto również Polskę. W akcji "Spotlight" ("Reflektor") poszybowało do kraju około 800 tysięcy broszur "Za kulisami bezpieki i partii", a następnie m.in. "Wybrałem prawdę" - wyznania Seweryna Bialera z pionu propagandowego KC PZPR, który uciekł na początku 1956 roku. Balonem poleciał też tajny referat Chruszczowa.

Bezpieka urządziła polowanie: milicjanci strzelali do balonów. Mobilizacja ideowa wsparta została zachętą pieniężną. Za broszurę płacono 20 zł, a za powłokę balonu sto. Ale powłoki rzadko trafiały na komisariaty, nawet pracownicy UB zatrzymywali je jako świetny materiał na płaszcze przeciwdeszczowe. Jedyną śmiertelną ofiarą tej wojny został znany baloniarz Franciszek Hynek, zestrzelony przez nadgorliwego milicjanta w dwa lata po zakończeniu operacji.

"Rewelacje Światły przyspieszyły radykalnie dojrzewanie procesów, które doprowadziły do przemian październikowych" - mówił z Monachium Seweryn Bialer.

W owych czasach na korytarzach urzędów państwowych wisiały tabliczki "Oszczędzaj Światło". Dowcipnisie odwracali szyk zadania: "Światło, oszczędzaj nas!".

Żywcem pogrzebani

Radiostacja "Kraj" założona w PRL z myślą o propagandowym oddziaływaniu na Polaków z emigracji, wyemitowała 31 lipca 1955 roku list 48 znanych ludzi kultury i nauki z apelem o powrót do kraju. Reakcja RWE była natychmiastowa. Wezwano do repatriacji Polaków ze Związku Radzieckiego. W praktyce chodziło o wyciągnięcie ich z łagrów i zesłania. Jak pisze Jan Nowak, rozgłośnia przerywała program, żeby podawać informacje o kolejnych "żywcem pogrzebanych", na których ślad udało się trafić. Informowano o miejscach pobytu, podawano też nazwiska, powtarzane kilkakrotnie: "Walenty Kucharski, Walenty Kucharski, lat 30, rodem z Sosnowca, porucznik armii polskiej, po wojnie zesłany do Workuty. Kopalnia nr 29".

W roku 1956 sprawa została szeroko podjęta w kraju. Rozpoczęła prasa, posługując się przewrotnym argumentem, że problem trzeba rozwiązać, by zamknąć usta "wolnoeuropejskiej szczekaczce". Uchwały podejmowały załogi zakładów, jednostki wojskowe, studenci, egzekutywy komitetów PZPR. Do kraju, według oficjalnych źródeł, do marca 1956 r., wróciło z ZSRR prawie ćwierć miliona ludzi.

"Już możemy słuchać"

Z materiałów bezpieki: "Sekretarz komitetu powiatowego z Sokołowa donosi, że kułak Popławski z Justynowa jawnie propaguje komentarze BBC i Wolnej Europy". Paweł Machcewicz, który dotarł do archiwaliów UOP, znalazł również inne dowody na popularność rozgłośni. Aparat bezpieczeństwa narzekał, że następuje rozpad sieci informatorów, którzy zaczynają stawiać niewygodne pytania zaczerpnięte "nieraz i z wrogiej propagandy". Kilka tygodni przed poznańskim Czerwcem juwenalia w Krakowie przerodziły się w manifestację polityczną. W związku z tym odbyła się specjalna sesja miejskiej rady narodowej, podczas której domagano się m.in. "nieutrudniania słuchania Wolnej Europy".

Postulaty nabrały bardziej realnego kształtu w Poznaniu i kilka miesięcy później w Bydgoszczy. W Poznaniu nie tylko opanowano komitet wojewódzki, więzienie, zaatakowano UB, ale zniszczono też zagłuszarkę. Wpisywało się to w łańcuch działań wolnościowych. - Mamy już władzę w swym ręku! - krzyczano z wozu transmisyjnego. Podobnie było 19 listopada w Bydgoszczy, gdzie tłum zaatakował komendę milicji, komitet partii i zniszczył zagłuszarkę: - Powiało wolnością! Już możemy słuchać! - krzyczeli demonstranci.

W 1955 roku zaczęto wysyłać do Polski (m.in. z Austrii - zdjęcie) balony z zeznaniami Światły a później z referatem Chruszczowa

Wydarzenia w Bydgoszczy poprzedzone były licznymi październikowymi protestami. Na wiecu w Politechnice Gliwickiej domagano się "zlikwidowania stacji zagłuszających i wykorzystania funduszu, który się uzyska z tego na zwrot długu ZSRR". W ekspozyturze PKS w Gorzowie na masówce domagano się zaprzestania zagłuszania i przekazania uzyskanych stąd pieniędzy na radiofonizację kraju. Rzeczywiście - energia zużywana na zagłuszanie wystarczyłaby do oświetlenia sporego miasta. Przeciwko zagłuszaniu protestowała nawet obsługa zagłuszarek.

Bez fałszywych nadziei

W liście do Giedroycia z marca 1955 r. Nowak stwierdza: "W programach naszych jak najstaranniej unikamy czegokolwiek, co mogłoby budzić fałszywe nadzieje lub rachuby na szybką wojnę".

Podobną postawę przyjął podczas poznańskiego Czerwca, kiedy przestrzegał, że nawet wspólna akcja powstańców, żołnierzy i milicjantów nie zrównoważy siły Sowietów.

Ta linia sprawdziła się w Październiku. Polska sekcja RWE ograniczyła się do podawania informacji, podczas gdy węgierska nawoływała do walki zbrojnej, obiecywała pomoc Zachodu, atakowała Imre Nagya, jako zagorzałego komunistę, emitowała instruktaż walk ulicznych. - W pewnym momencie - powiedział nam Jan Nowak - Gomułka odgrywał rolę bufora, który przeciwstawił się Moskwie. W chwili, gdy się dowiedziałem, że dochodzi do konfrontacji między Gomułką a Chruszczowem, Mołotowem i innymi, natychmiast nakazałem zmianę linii. Wojska radzieckie maszerowały na Warszawę... Warto przytoczyć dramatyczny komentarz Nowaka wygłoszony tuż po wylądowaniu w Warszawie samolotu z delegacją radziecką, z wściekłym Chruszczowem na czele. Jan Nowak mówił: "Busolą dla całego patriotycznego społeczeństwa polskiego... są dziś słowa kardynała Wyszyńskiego, wzywającego do spokoju i opanowania. Nie chcemy, aby nasz kraj znowu spłynął krwią. Nie chcemy, aby powtórzyła się tragedia roku 1944".

Namiastka opozycji

Wcześniej rozgłośnia zadała dotkliwy cios Natolińczykom (jedna ze zwalczających się frakcji w PZPR - przyp. red.), ujawniając w cyklu audycji z udziałem Seweryna Bialera szczegóły walk frakcyjnych w łonie KPZR i PZPR oraz nadając tajny referat Chruszczowa.

- Staraliśmy się być namiastką opozycji. Najważniejszym słuchaczem był nasz przeciwnik, wykształciliśmy całą metodę oddziaływania na grupę rządzących i przez tę elitę mogliśmy wpływać na rzeczywistość w Polsce - powiedział nam Jan Nowak. Od tej pory rozgłośnia zaczyna brać bezpośredni udział w życiu politycznym kraju.

Tyle że przeciwnik słuchał wybiórczo. "Wolna Europa odegrała haniebną rolę w wydarzeniach na Węgrzech", kablował z Nowego Jorku Marian Podkowiński w listopadzie 1956, a "Słowo Powszechne" obnażało intrygę: "Wolna Europa często Gomułkę chwali, a jednocześnie denuncjuje jego posunięcia jako rzekomo antyrosyjskie (...) jest to robota na zawalenie całej polityki Gomułki".

A sam Gomułka, gdy został I sekretarzem i zniósł zagłuszanie prawie wszystkich rozgłośni zachodnich, długo nie mógł się zdecydować na to, by zaprzestać zagłuszania RWE. Zmusiły go do tego dopiero listopadowe wydarzenia w Bydgoszczy.

Wykorzystano m.in. archiwalia Rozgłośni Polskiej RWE w Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, udostępniony przez wydawnictwo Rytm maszynopis książki Aliny Grabowskiej "Wspomnienia pracowników Rozgłośni Polskiej RWE", książki Jerzego Morawskiego "Głosy z Monachium", Zygmunta Jabłońskiego "Gabinet figur radiowych" i inne. Następne dwa odcinki historii Sekcji Polskiej RWE ukażą się w kolejnych numerach "Plusa Minusa"

ZDJĘCIA - ARCHIWUM DOKUMENTACJI MECHANICZNEJ


2 część

GŁOS WOLNEJ POLSKI (CZ. II) OD PAŹDZIERNIKA DO SIERPNIA

RWE otwiera drzwi

RADOSŁAW JANUSZEWSKI, JAN STRĘKOWSKI  

Tekst został opublikowany w "Rzeczpospolitej" w numerze z 27-28 kwietnia 2002 r.

Konferencja programowa sekcji polskiej RWE pod Monachium. Koniec lat 60. Od lewej: Tadeusz Chciuk-Celt, Tadeusz Zawadzki-Żenczykowski, Józef Ptaczek, ks. Tadeusz Kirschke, Andrzej Krzeczunowicz, Alfred Znamierowski, Andrzej Czechowicz (agent MSW), Jerzy Kaniewicz (Tadeusz Mieleszko), Aleksander Menhard, Jerzy Gajek.

(c) ARCHIWUM DOKUMENTACJI MECHANICZNEJ

Po Październiku żelazna kurtyna zaczynała się przecierać. Michał Sumiński w "Radio Kraj" naciskał na jednego z dyrektorów Banku Rolnego przytaczając Wolną Europę: dlaczego sprzedaż ziemi po PGR-ach idzie tak wolno. "Słowo Powszechne" w 1958 r. opublikowało artykuł, którego autor samokrytycznie przyznaje, że niesłusznie bronił przed atakami Wolnej Europy polskich celników. "Obecnie zmieniłem zdanie" - pisze. A to z powodu gruszkowego kompotu, którego nie pozwolono wysłać mu za granicę bez wypełnienia sterty formularzy.

W styczniu 1957 r. odbyły się wybory do Sejmu. Wolna Europa wzięła w nich udział przedstawiając, bez komentarza, życiorysy najbardziej zatwardziałych stalinistów, którzy znaleźli się na listach. Władysław Gomułka, który apelował o głosowanie bez skreśleń, dostał najwięcej głosów, ale zaraz po nim byli: naczelny "Po prostu" Eligiusz Lasota i działacze katoliccy Jerzy Zawieyski i Stanisław Stomma. Ale Gomułka szybko pozbył się reformatorów, a do łask zaczęli wracać ludzie "Natolina".

Na przełomie lutego i marca 1957 r. w Monachium nieoczekiwanie zjawili się redaktorzy "Po prostu". Twierdzili, że Głos Wolnej Polski stracił rację bytu. Tymczasem rację bytu, w oczach władz PRL, straciło... "Po prostu". Pół roku później zostało rozwiązane.

Amerykanie również dali się uwieść Gomułce, którego uznali za polskiego Titę. A skoro tak, to dotychczasową nazwę Głos Wolnej Polski RWE, trzeba zmienić. Od trzeciego maja 1958 r. nadawała Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa.

- Czy było to połączone ze zmianą charakteru nadającej z Monachium rozgłośni? To było równoczesne - powiedział nam Jan Nowak. - Uznaliśmy, że trzeba zreformować program, że jest w nim za dużo propagandy, za dużo przymiotników. Program został tak zorganizowany, aby miał charakter przede wszystkim relacjonowania faktów i rzeczowej oceny, żeby wyzwolić go z atmosfery wczesnej zimnej wojny.

Warszawskie radio przestano nazywać w RWE "radiem okupacyjnym".

- Program zyskał na tej zmianie - dodaje Nowak.

Beatlesi mówią "Niet!"

Włada Majewska, jedna z weteranek Wolnej Europy, którą kiedyś zachwalano Nowakowi jako osobę potrafiącą zrobić wszystko: zaśpiewać, nagrać, zmontować program i posprzątać ścinki, zadzwoniła z biura londyńskiego rozgłośni do centrali w Monachium. - Chcecie, to mogę wam zrobić spotkanie z królową Elżbietą. - Lubimy Beatlesów. - Z nimi będzie trudniej.

Ale udało się. Relacjonuje Henryk Rozpędowski: "Zadzwoniła o drugiej w nocy. - Spotkanie o ósmej trzydzieści rano, stacja kolejowa Paddington, ostatni peron, lewa strona pod zegarem, hasło Radio Free Europe, odzew Green Wave... Po wspólnym lunchu długie rozmowy przy mikrofonie i bez mikrofonu. - Niektórzy twierdzą - mówimy - że wasza muzyka i ten ruch młodych wokół was jest wyrazem protestu młodego pokolenia przeciw systemowi społecznemu, w jakim żyjecie. - Niet! - ucina Lennon jednym rosyjskim słowem. I już wiadomo, że wie, kto im dorabia filozofię".

Spośród audycji RWE młodzież w Polsce najchętniej słuchała programów muzycznych: "Rendez-vous o 6.10", prowadzonego przez Jana Tyszkiewicza, oraz "Zielonej Fali" Henryka Rozpędowskiego (Stanisława Julickiego na antenie). Grupa młodzieży z Kielc założyła nawet Klub Zielonej Fali i przesłała redaktorowi Julickiemu honorową legitymację, a czasopismo "Ty i Ja" artykuł o ruchu młodych na Zachodzie zatytułowało "Zielona Fala". Władze PRL wyczuły niebezpieczeństwo. Kilka miesięcy po nadaniu pierwszej "Zielonej Fali" Gomułka oświadczył: "Wroga socjalizmowi propaganda jest obliczona przede wszystkim na młodzież." W kilka lat później, w 1968 roku, ta wychowana w PRL-u młodzież powiedziała "Niet".

Na ołtarzu odprężenia

Jesienią 1958 r. zaczęto nadawać cykl audycji, w których była gospodyni jednego z ministrów opowiadała "Jak żyje nowa klasa". Okazało się, że tak jak poprzednia - świetnie. Jan Nowak pisze, że wywołało to sensację w Polsce i wściekłość elity rządzącej. "Niewybredne kłamstwa i głupawe plotki są specjalnością pewnych rozgłośni zachodnich" - grzmiała "Trybuna Ludu", a Józef Cyrankiewicz, obrażony, nękał ambasadora amerykańskiego, że Wolna Europa... włazi mu do łazienki. Rozgłośnia poinformowała słuchaczy, że żona premiera dostała od niego w prezencie trzy flakony soli kąpielowych przywiezionych ze służbowej wyprawy na Zachód.

RWE mąciło obraz odprężenia nie tylko w oczach komunistów. Dwukrotnie jego istnienie zostało poważnie zagrożone. Na przełomie lat 50. i 60., gdy omalże nie zostało przehandlowane przez Amerykanów za ustępstwa ZSRR wobec Berlina Zachodniego, oraz na początku lat 70., kiedy przeciw jego istnieniu opowiedziała się grupa senatorów amerykańskich na czele z Jamesem Fulbrightem. Pracownicy RWE zagrozili Amerykanom strajkiem, ale decydujący głos miał wiceprezydent Richard Nixon, który wówczas odwiedził Polskę. Media peerelowskie wizytę całkowicie przemilczały; ale dzięki informacjom Radia Wolna Europa witały go tłumy warszawiaków. Nixon przekonał się na własne oczy, jak wielką rolę spełnia RWE.

Za drugim razem kryzys trwał znacznie dłużej, bo i złudzenia Amerykanów co do szczerości zapewnień ZSRR o woli odprężenia były silniejsze. Zażegnać pomógł go Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Cartera. Radiostacji "nie złożono na ołtarzu polityki zbliżenia", jak pisał Zygmunt Jabłoński, redaktor RWE, w książce "Gabinet figur radiowych".

Aresztować Matkę Boską!

Milicja wpadła do klasztoru Paulinów na Jasnej Górze i skonfiskowała urządzenia poligraficzne i druki. Był lipiec 1958 r. Wojnę z Kościołem władze prowadziły przez cały czas i przez cały czas w obronie Kościoła występowało RWE. "Dziś grzmią Wolne Europy o ofensywie przeciwko Kościołowi w Polsce" - pisał Kazimierz Kąkol, a przecież chodzi tylko o polemikę z objawami "rozpasania sił ciemnoty, fanatyzmu, zabobonu".

RWE było bardzo dobrze poinformowane. W "Polsce z oddali" Jan Nowak pisze, że najtajniejsze informacje "wyciekały z partii jak z dziurawego garnka". Rozgłośnia informowała słuchaczy m.in. o przebiegu konferencji delegatów komitetów wojewódzkich we Wrocławiu poprzedzającej milicyjny najazd na Jasną Górę oraz omówiła treść instrukcji KC określających strategię walki z Kościołem. Do rozgłośni informacje docierały też z innych źródeł. Pewien ksiądz przysłał nagrania uroczystości religijnych w Częstochowie.

Apogeum wojny z Kościołem przypada na obchody Millenium. Do Gniezna, podczas uroczystości kościelnych, zjechały sztafety motocyklowe i czołgi. Władza urządziła paradę z okazji niezbyt okrągłej, bo 21. rocznicy forsowania Odry i Nysy. Milicja ścigała na motocyklach kopie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Jak pisze Jakub Karpiński "zdarzały się przypadki porywania samochodu z obrazem, zakrywania obrazu plandeką i krępowania sznurami". W końcu obraz "internowano" na Jasnej Górze.

Wolna Europa wspierała hierarchię w potyczkach z PAX-em Bolesława Piaseckiego, którego pokrętne losy naznaczone współpracą z NKWD relacjonował jeszcze Józef Światło. Władysław Bartoszewski - pierwszy stały współpracownik RWE z kraju - w cyklu "Za kulisami PAX-u" demaskował rolę powołanej przez generała NKWD Sierowa reprezentacji katolików świeckich zwanych katolikami towarzysza Borejszy. "Słowo ČmafiaC nie jest tutaj fikcją" - powiedziano na antenie o organizacji, kierowanej przez członków przedwojennej Falangi.

Sprawy Kościoła były stale obecne w audycjach. Zygmunt Michałowski, następca Jana Nowaka-Jeziorańskiego, mówił, że wielka uwaga, jaką rozgłośnia poświęciła Janowi Pawłowi II, początkowo nie znalazła zrozumienia u Amerykanów. Papieżowi przydzielono nawet specjalnego reportera - znanego pisarza Tadeusza Nowakowskiego.

Barwy walki

Już na parę lat przed Marcem '68 w Warszawie objawili się "partyzanci". Wolna Europa informuje wtedy o ostrych walkach frakcyjnych w partii i o zagrożonej pozycji Gomułki. Niejaki dr Kolczyński zarzuca wówczas radiostacji, że opiera się "na wyssanych z palca plotkach i wręcz oszczerstwach". Tymczasem to właśnie człowiek najbliższy Gomułce, Zenon Kliszko, informował za pośrednictwem swoich paryskich kontaktów Wolną Europę o kolejnych posunięciach moczarowców.

Zapytaliśmy Jana Nowaka, czy nie były to próby manipulacji rozgłośnią. - Istotą wolności jest różnorodność i konflikt, ścieranie się różnych poglądów. Myśmy mieli swój redakcyjny punkt widzenia, który był wyrażany codziennie w komentarzach redaktorskich, w moich własnych wystąpieniach.

Moczarowcy także próbowali wpłynąć na program. Albo przez autorytety z kraju, albo przez podsuwanych rozgłośni agentów. Umawiali się oni z Nowakiem lub innym redaktorem RWE i próbowali argumentować, że przecież Moczar to nacjonalista, w przeciwieństwie do komunisty Gomułki. Jednak Nowak dostrzegał w Moczarze cechy kryminalisty, a w "partyzantach" - odpowiednik mafii amerykańskiej.

W Polsce rozgrywała się walka o władzę. Jej ofiarami padli Żydzi i inteligencja. Do boju ruszył sam Gomułka, tyle że pomylił wroga. Zamiast Moczara, który chciał mu wyrwać sekretarski stołek, zaatakował "Dziady". Marian Hemar rymował: "Ten Mickiewicz, wieszcz narodu/ Dużo sprawił nam zawodu. / Że nie żyje, ja nie wiedział. / Jakby żył, to już by siedział.".

Konstanty Korzeniecki, pułkownik i redaktor naczelny "Żołnierza Wolności" 21 marca 1968 r. ostrzegał telewidzów. Szykuje się: "Atak wszystkich sił, które znamionuje chęć obalenia naszego ustroju, sił starych, odsuniętych od władzy politykierów... sił syjonistycznych, części owej nylonowej, kosmopolitycznej młodzieży, a także ściśle związanych z antypolską rozgłośnią Wolna Europa, której propaganda żywo przypomina wzory starego mistrza Goebbelsa". Mamy tu całe menu marcowej propagandy: Żydzi i Niemcy, hitlerowcy i syjoniści, i kosmopolici, i - oczywiście - Wolna Europa, nazywana chętnie na łamach rodzimej prasy "Freies Europą". Wiktor Trościanko w audycji "Fakty - Wydarzenia - Opinie" mówił: - Dawno już nie było w Polsce takiej atmosfery publicznego szczucia jak w tej chwili.

Prawdziwym końcem moczaryzmu była afera, która wstrząsnęła Wolną Europą. 10 marca 1971 r., przed kamerami telewizji polskiej wystąpił as polskiego wywiadu Andrzej Czechowicz, który pracował w RWE. Większość naszych rozmówców z Wolnej Europy bagatelizuje tę postać. Sam Nowak uważa, że ten człowiek niewiele znaczył w rozgłośni i miał niewielkie możliwości szkodzenia. Jeden z członków kierownictwa RWE powiedział nam jednak, że nie należy pomniejszać roli Czechowicza. - Mówią, że nie miał do niczego dostępu. Ale go lubiano, jak poprosił, to dostał klucz.

Towarzysz Mietek, jak za towarzyszem Mijalem z Radia Tirana podawało RWE, szykował dossier na "wysoko postawionych członków partii, a nawet członków KC i Biura Politycznego" dotyczące ich współpracy z Wolną Europą. Głównym atutem miał być Andrzej Czechowicz i przekazane przez niego informacje. Jednym z najważniejszych oskarżonych byłby Zenon Kliszko. A to mogłoby obciążyć Gierka, który znacznie dłużej niż Moczar trzymał z ekipą Gomułki. Intryga się nie powiodła. Nastąpiły aresztowania moczarowców z MSW. Były też tajemnicze zgony. A kapitan Czechowicz, co "rozpracował si-aj-ej", jak głosiła popularna piosenka, wyjechał na zaszczytną placówkę do Mongolii.

Socjalizm bez ludzkiej twarzy

"Duże wrażenie, nie tylko w Polsce, ale i za granicą wywołał protest polskiej elity intelektualnej przeciwko uszczuplaniu swobód twórczych w kraju" - mówił Tadeusz Nowakowski 31 marca 1964 r. o Liście 34 do władz PRL. Rok później RWE zajęło się innym listem: Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, młodych pracowników Uniwersytetu Warszawskiego, działaczy ZMS. Obaj trafili na kilka lat do więzienia. RWE wzięło ich w obronę. "Ich odwaga musi budzić uznanie bez względu na dzielące nas różnice polityczne. Musimy odróżnić ich od karierowiczów, oportunistów i tchórzy" - mówił 9 stycznia 1967 Jan Nowak.

Jednego z czołowych działaczy opozycji poznano w RWE osobiście. Był to Adam Michnik. "... w tym młodym, sympatycznym, zabawnie jąkającym się człowieku", osiemnastoletnim maturzyście - wspomina Jan Nowak - redaktorzy RWE dostrzegli "niezwykłe przywiązanie do idei". Ideą tą był socjalizm, ale - by użyć późniejszego określenia - z ludzką twarzą.

Te złudzenia wybito pałkami w Marcu. Do RWE trafiać zaczęli ci, którzy do niedawna żywili złudzenia co do realnego socjalizmu. Gdy Układ Warszawski interweniował w Czechosłowacji, Karel Kryl śpiewał przed mikrofonem Rozgłośni Polskiej. Retransmitowano program ostatniej wolnej radiostacji z Pilzna: "Do wszystkich! Do wszystkich! Do wszystkich! Pomóżcie naszej ojczyźnie w zachowaniu jej suwerenności, w zachowaniu jej drogi do humanistycznego i naprawdę demokratycznego socjalizmu". Na tym kończyła się droga do "socjalizmu z ludzką twarzą". Odtąd opozycja występuje poza partią i przeciw niej.

Lawina ruszyła

Gierkowska dekada dla RWE zaczęła się wznowieniem zagłuszania. Po tragicznym Grudniu 1970 - kiedy Jan Nowak apelował do władz PRL o powstrzymanie masakry - nowy I sekretarz wzbudził w kraju pewne nadzieje na zmianę. A jeszcze większe na Zachodzie, zafascynowanym polityką odprężenia. - Dopiero fakty, czyli sam Gierek, zmieniły to - powiedział nam Lechosław Gawlikowski, jeden z ostatnich wicedyrektorów rozgłośni.

Od początku dekady gierkowskiej na antenie mówiono o samoorganizowaniu się społeczeństwa. - Tadeusz Podgórski miał w swoich programach o związkach zawodowych pewną wizję, która się sprawdziła - mówi Gawlikowski. - Mówił, że w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem powstawania inteligencji robotniczej łączącej świadomość obu tych grup. Rozsadzała ona system, odbierając komunistom prawo do wypowiadania się w imieniu robotników.

To była zapowiedź Sierpnia. Ale wcześniej był radomski Czerwiec 1976 roku i w konsekwencji powstanie Komitetu Obrony Robotników i innych ugrupowań opozycyjnych.

- Miałem szczęście - opowiada Zygmunt Michałowski, dyrektor rozgłośni od 1976 roku. - Powstanie opozycji dało nam dużo tematów do audycji. Korzystaliśmy z wydawnictw i prasy podziemnej. Napływało jej tyle, że nie mogliśmy nadążyć z przerobieniem tego materiału.

- To była cezura w naszym programie - mówi Lechosław Gawlikowski. - Zaczęliśmy rozumieć swoją misję jako pomoc dla opozycji w kraju, nagłaśnianie jej programów w Polsce i na Zachodzie. Staliśmy się źródłem informacji dla rzeszy dziennikarzy zachodnich.

Gierek był ze względu na pożyczki uzależniony od Zachodu, ujawnianie represji wobec opozycjonistów stanowiło więc dla nich pewną ochronę. - Nie było poczucia bezkarności wśród funkcjonariuszy niższego szczebla. Bali się swoich zwierzchników. Gierek dostawał na biurko nie tylko raporty MSW, ale i nasłuchy RWE - mówi Gawlikowski.

- Korespondenci prasy zachodniej - twierdzi Zygmunt Michałowski - nie wychylali nosa poza stolicę. Dlatego o wydarzeniach czerwcowych świat dowiedział się dopiero wtedy, gdy robotnicy Ursusa przyspawali do torów pociąg międzynarodowy. Lawina informacji ruszyła, kiedy powstał KOR. Lechosław Gawlikowski: - Środowisko było bardzo sprawne, jeszcze zanim powstał "Biuletyn Informacyjny", zaczął się dopływ informacji o represjach, reakcjach opozycji i tworzonych programach.

14 sierpnia 1980 r. RWE podało, że od godziny 6 rano strajkuje Stocznia Gdańska. Informację tę uzyskano za pośrednictwem Jacka Kuronia prowadzącego już od kilku lat w swym mieszkaniu "biuro", jak nazywali je działacze opozycji. Biuro to spełniło w lecie 1980 roku rolę, której nie wypełniał PAP. Narzędziem pracy był telefon, który bez przerwy dzwonił. Gorące informacje z kraju przekazywano natychmiast do braci Aleksandra i Eugeniusza Smolarów w Londynie i Paryżu. Stamtąd trafiały do wszystkich agencji światowych i oczywiście do RWE.

Wykorzystano m.in.: Archiwalia Rozgłośni Polskiej RWE w Archiwum Dokumentacji Mechanicznej; udostępniony przez wydawnictwo RYTM maszynopis książki Aliny Grabowskiej "Wspomnienia pracowników Rozgłośni Polskiej RWE"; książki Jana Nowaka-Jeziorańskiego "Polska z oddali", Jerzego Morawskiego "Głosy z Monachium", Zygmunta Jabłońskiego "Gabinet figur radiowych" i inne.


3 część

Pracowaliśmy na własną zgubę

RADOSŁAW JANUSZEWSKI, JAN STRĘKOWSKI

Tekst został opublikowany w "Rzeczpospolitej" w numerze z 2-3 maja 2002 r.

Jan Nowak-Jeziorański, pierwszy szef Sekcji Polskiej RWE

(c) Archiwum Dokumentacji Mechanicznej

Szesnastolatek z Lublina, Ireneusz Haczewski, zbudował w 1957 r. nadajnik i, oczywiście zaczął retransmitować Wolną Europę. Przed więzieniem uratował go "Express Wieczorny" pisząc o młodym geniuszu, który nie wiedział, co czyni. Wiedział - w roku 1982 zbudował kilkadziesiąt nadajników "Kapral" dla podziemnego Radia "S" ze Świdnika, żeby prowadzić wojnę z generałem. W 1988 r. zaś został korespondentem RWE.

Strajk rozpoczęty 14 sierpnia 1980 r. w Stoczni Gdańskiej rozlewał się na cały kraj. Dwa tygodnie później do słuchaczy zwrócił się dyrektor rozgłośni polskiej, Zygmunt Michałowski: "... porozumienie, bez obcej ingerencji... rzetelne, z chęcią dotrzymania przyrzeczeń - to jedyne trwałe rozwiązanie obecnego konfliktu...".

Reżim zareagował, jakby był głuchy: "... nadal spotykamy się z próbami podsycania napięć. Sporą rolę odgrywają tu m.in. dezinformacje i spekulacje dobrze nam znanych zagranicznych rozgłośni" - pisała "Trybuna Ludu".

Komentarz dało życie. W Gdańsku, 31 sierpnia, podpisane zostało porozumienie, a 1 września Marek Łatyński mówił: "Polscy robotnicy okazali się siłą, która decyduje o losach kraju".

- Wolna Europa wprowadziła zabójczy dla totalizmu element pluralizmu informacji - powiedział na sesji z okazji 50-lecia rozgłośni Karol Modzelewski. - W roku 1980 załogi wiedziały, gdzie się strajkuje, że się strajkuje, jakie są postulaty.

Rzecz najważniejsza

- Naszą najważniejszą rolą było przekazywanie rzetelnej informacji - powiedziała nam Włada Majewska ze studia londyńskiego RWE, należąca do najstarszego pokolenia pracowników.

Danuta Pacyńska-Drzewińska, która przyszła do RWE w 1984 r., wyrzucona po 13 grudnia z TVP, z "Dziennika", trafiła najpierw do redakcji... "Dziennika". Czym różniła się RWE od telewizji polskiej: - W Wolnej Europie nie było cynizmu, było poczucie misji, nie było cenzury - powiedziała.

- Co było najważniejsze w RWE - zapytaliśmy Zygmunta Michałowskiego, byłego dyrektora. - Wolność.

RWE dawało dziennikarzowi rzecz w kraju nie do pomyślenia: świetne archiwum, dostęp do materiałów wszystkich agencji światowych, możliwość korzystania ze 150 tytułów prasy polskiej. A warto podkreślić, że sytuacja RWE była specyficzna, rozgłośnia nie mogła mieć w Polsce oficjalnych korespondentów. Każda informacja musiała być tym staranniej sprawdzana. Zasadą było potwierdzanie wiadomości co najmniej w dwóch źródłach - kanon wprowadzony już przez Nowaka. Rozgłośnia zlecała też sprawdzenie informacji agencjom zachodnim, które miały swoich korespondentów w Polsce.

Czasem potrzebny był nos. Na początku stanu wojennego Zygmunt Michałowski nie puścił na antenę dwóch sensacyjnych i na pozór wiarygodnych informacji: o samobójstwie Tadeusza Mazowieckiego oraz o ludziach przetrzymywanych na stadionach. To były fałszywki.

Druga zasada, także towarzysząca RWE od momentu powstania, to szybkość reakcji. Stefan Kisielewski był zdumiony, kiedy po wygłoszonym w Sejmie przemówieniu wrócił do domu, a żona przywitała go słowami: - Co to, przemawiałeś w Sejmie? - A skąd wiesz? - zapytał zdumiony. Odpowiedziała: - Z Wolnej Europy. Od tej chwili, jak żartował Jan Nowak, Kisiel był przekonany o tym, że radio ma w Polsce współpracowników wyposażonych w krótkofalówki. Nawet w Sejmie!

Tymczasem rozgłośnia powtórzyła po prostu informację nadaną kilka minut wcześniej przez Polskie Radio. Nasłuch był całodobowy. Objęte nim były również radiostacje lokalne. Na przykład informacje o wydarzeniach grudniowych 1970 r. powtórzono za rozgłośnią gdańską PR. Tak samo postępowano z prasą. Zanim do monachijskiej redakcji zaczęły masowo napływać tytuły podziemne, wiele wiadomości o strajkach, procesach, represjach znajdowano w pismach oficjalnych, wychodzących "w terenie", dostępnych tylko tam, gdzie się ukazywały.

Cena prawdy

Charakterystycznym dla RWE sposobem zdobywania informacji były tzw. biura terenowe. Przygotowywały korespondencje dla radia i sporządzały raporty z rozmów z rodakami, którzy wyjechali na Zachód. Czasem byli to uchodźcy, czasem turyści, zdarzały się znane nazwiska. Działalność biura przypominała pracę białego wywiadu, a niektóre pytania obszernej ankiety dotyczyły spraw wojskowych. Dla peerelowskich władz była to komórka CIA.

Nie dziwią więc obawy przyjezdnych. Jedynie Stefan Kisielewski chciał występować pod nazwiskiem. A pewien starszy pan - mówił nam Maciej Morawski - zapytany, czy nie bał się przyjść do biura RWE, odparł: - Proszę pana, ja mam 78 lat i raka...

Ze względu na bezpieczeństwo ludzi wracających do kraju wymogi konspiracji musiały być utrzymywane. Inżynier Ryszard Daniłowicz z Krakowa za przekazywanie informacji został skazany w 1965 r. na pięć lat więzienia. Władysława Bartoszewskiego nie zamknięto prawdopodobnie tylko dlatego, że był postacią zbyt znaną w świecie. Za kraty trafiło kilku jego współpracowników. Dziesięć lat za szpiegostwo na rzecz CIA dostał Józef Szaniawski, współpracownik RWE od 1973 do 1985 r. Z pięciu lat, które spędził w więzieniu, ostatnie kilka miesięcy przypadło na rządy Tadeusza Mazowieckiego. Warto przypomnieć, że świadkiem oskarżenia był na tym procesie... ppłk Andrzej Czechowicz, choć skończył "rozpracowywać si-aj-ej" w 1971 r., kiedy Szaniawski nie miał z rozgłośnią żadnych kontaktów.

Maciej Morawski mówił o próbach zastraszania pracowników RWE: były telefony z pogróżkami, fałszywe alarmy bombowe. Jedna bomba wybuchła naprawdę. Podłożona przez pomyłkę w skrzydle czechosłowackim. W latach 90. do sprawstwa przyznawało się wielu ludzi, w tym były generał KGB Kaługin, a nawet Ali Agca. Była też ofiara. Robotnik z Konina, zwerbowany przez SB do śledzenia swoich znajomych z rozgłośni, postanowił ujawnić peerelowską siatkę w Monachium; zginał pod kołami ciężarówki.

Pomost

- Dyrektor Michałowski lubił opowiadać - wspomina Andrzej Świdlicki - jak 21 sierpnia 1968 r., mimo inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację, Czesi, jak gdyby nigdy nic, o 17.30 wyszli z pracy z parasolami w ręku i kapeluszami na głowach. 13 grudnia 1981 r. o drugiej nad ranem dyrektora Michałowskiego obudził telefon. Wkrótce potem był już na Englischer Garten 1, w siedzibie rozgłośni.

Na samym początku nie bardzo wiedziano, jak odnieść się do wydarzenia. Szyderczy komentarz "Żołnierza Wolności" brzmiał wówczas: "Ogary Michałowskiego straciły węch i zaczęły się kręcić za własnym ogonem". Ale kontakty nie uległy zerwaniu. "Mamy informacje od zagranicznych korespondentów, którzy opuszczają Polskę, gdy im zabrano dalekopisy i wyłączono telefony", wspomina Alina Grabowska. "Długą rozmowę telefoniczną przeprowadzamy z Janem Kottem, który wyjechał natychmiast po zerwaniu Kongresu Kultury i już następnego dnia mówił o tym na naszej antenie."

Na antenie pojawiły się pierwsze sylwetki internowanych.

Szybko zaczęła też napływać prasa podziemna. - Wykorzystywano te same kanały, co dla paczek z żywnością, z pomocą humanitarną - mówi Lechosław Gawlikowski. - Przez Amsterdam, Oslo, Paryż dostawaliśmy w zasadzie wszystko.

Bardzo dużo materiałów przedostawało się na Zachód dzięki pomocy dwojga pracowników ambasady francuskiej. Pomocna była ambasada USA, dyplomaci szwedzcy.

Telefony były zablokowane. Polacy, którzy przed stanem wojennym znaleźli się za granicą, zostali odcięci od najbliższych. Wolna Europa złamała blokadę rozpoczynając 16 grudnia audycję "Pomost - telefon do kraju". Były różne wiadomości, tragiczne, ale też zabawne.

"Najdroższa mamo, zawiadamiam ciebie, że dziś rano umarł tatuś na statku płynącym do Danii. Czekamy na pogrzeb, proszę cię, nie płacz" - przytacza Zygmunt Jabłoński. "Dla siostry Wandy w Gdańsku. Uważaj po operacji na swoje struny głosowe. Najlepszym ćwiczeniem i terapią jest granie na harmonijce. Przesyłam ci jedną, może dojdzie. ČSolidarnośćC zwycięży! Stasia, New Jersey."

"Solidarność" w Monachium

- Kiedy mówię do was w tej chwili, wydaje mi się, że jestem jeszcze nadal jednym z was, słuchaczem w kraju - mówił nowy dyrektor Zdzisław Najder 21 kwietnia 1982 r.

Radio Warszawa 3 maja 1982 r. donosiło: "Mister Najder ma dwa atuty. Po 25 latach pracy dla amerykańskiego wywiadu, jak mówią kadrowcy, sprawdził się. Po drugie bystry. Książki pisał, złapać się nie dał, prawdziwy inteligent".

Mimo figlarnego komentarza reżim był śmiertelnie poważny. Najder został skazany zaocznie na śmierć. Maciej Morawski, pracownik biura paryskiego RWE od lat 60., powiedział nam, że Najder bardziej niż dziennikarzem był politykiem, działaczem.

- Pojawiło się pytanie - mówi Najder - na ile radio może zalecać, do czego Polacy powinni dążyć. Zygmunt Michałowski uważał, że radio ma przede wszystkim rzetelnie informować. Ja uznałem, że radio powinno pokazywać alternatywne rozwiązania, udzielać rad.

- Najder całkowicie zmienił charakter radia - powiedziała nam Danuta Pacyńska-Drzewińska, redaktor sztandarowej, zdaniem wielu pracowników RWE, audycji wprowadzonej w tym czasie na antenę - "Polska, jaka może być". - W tym programie przedstawialiśmy zarówno diagnozy rzeczywistości, opinie na temat tego, czym Polska jest, jak też cele i propozycje konkretnych rozwiązań.

Pomysł, że Polska w niedalekiej przyszłości może odzyskać niepodległość i trzeba myśleć, jak ją urządzić, wydawał się początkowo z Księżyca. Co prawda, już wcześniej były podobne programy, ale miały one cel edukacyjny. A tu - zobaczono niepodległość jako coś realnego.

"Solidarność" szturmem wdarła się do RWE. Opozycja była obecna w programach, odkąd w Polsce zaistniała. Ale teraz kraj dostarczał większość materiałów. Prezentowano nie tylko bibułę. Apele, komunikaty, wezwania podziemnych władz "S" do protestów były natychmiast odczytywane. Kłóciło się to z zasadą, przyjętą jeszcze za Nowaka, żeby nie apelować, tylko informować. Biuro brukselskie "Solidarności" dostało własną audycję. Był to kolejny wyłom: do tej pory na antenie prezentowano tylko materiały przygotowane przez RWE.

Razem z Najderem - pierwszym dyrektorem z kraju - przyszło do rozgłośni pokolenie ludzi urodzonych i wychowanych w PRL. Zaczęły się spory. Zarzucano Najderowi przeintelektualizowanie programu, że zamienia radio w seminarium conradystyczne. Ale były - i są - zarzuty znacznie większego kalibru: o agenturalność i o to, że Najder zatrudniał ludzi "umoczonych" w PRL.

- Słowo "Solidarność" nie brzmiało tam tak jednoznacznie jak w Polsce. Szacunkowi towarzyszyły zastrzeżenia, że nie chce obalić ustroju - powiedziała nam Danuta Pacyńska-Drzewińska.

A Najder dodaje: - "Solidarność" przez duże "S", ta daleka, w Polsce, była cudowna, ale kiedy przychodzili do radia ludzie z tej "Solidarności", nazywano ich "maciusiowcami" (od imienia prezesa Radiokomitetu za czasów Gierka - Macieja Szczepańskiego).

Kraj na antenie

W latach 50. popularny dowcip brzmiał: - Co słychać? - Zagłuszają.

Stan wojenny i czas rządów WRON i Jaruzelskiego to okres najintensywniejszej pracy zagłuszarek. A także walki z dywersją sączącą się z odbiorników. W Polskim Radiu pojawił się wtedy program, który miał dać odpór wrażym rozgłośniom. Przytaczano tam przy okazji całe fragmenty audycji RWE. Jedna z komisji podziemnych "S" wystosowała do władz oficjalne podziękowanie: "Bo bardzo dobrze słychać". I prosiła o więcej.

"W pierwszy dzień 1988 r. dowiedziałem się rano z telefonu z radiowego działu technicznego, że... program rozgłośni polskiej nie jest zagłuszany", pisze Marek Łatyński.

Radiostacja im. Buczka, jak nazywał zagłuszarki Roman Zimand, zamilkła, a Wolna Europa zaczęła intensywnie wydzwaniać po kraju. Rozbrzmiały głosy znanych ludzi: Kuronia, Moczulskiego, Borusewicza, Macierewicza, Jurczyka, Geremka, a przede wszystkim Wałęsy.

Większość rozmów przeprowadzał Maciej Morawski z biura paryskiego.

- Niestety, musimy naszą rozmowę przerwać, bo przyszli po mnie panowie - powiedział Jacek Kuroń do Morawskiego, który zadzwonił do jego mieszkania w Warszawie. - Niech pan uprzejmie zawiadomi... - Tu wtrącił się jeden z funkcjonariuszy: - Kogo trzeba... - Na to Kuroń: - O właśnie, niech pan zawiadomi kogo trzeba.

Rozmowa została wyemitowana cztery minuty później.

Rozgłośnia kontynuowała dwa wątki - ustalony jeszcze w latach 50., żeby popierać główny nurt polskiej polityki niepodległościowej i nowszy, wprowadzony przez Najdera: dać głos krajowi.

- W czasie przemian popieraliśmy nurt wałęsowski - mówił nam Marek Łatyński o okresie poprzedzającym czerwcowe wybory - główny nurt opozycji. W drużynie Wałęsy widzieliśmy tych, którzy mogą wygrać. Inni byli marginesem.

Opowiadano się też wyraźnie przeciwko bojkotowi wyborów i, jak mówił na antenie Łatyński, "metodom gwałtownym".

A to Polska właśnie

- Zawsze mówiłem, że pracujemy na własną zgubę - powiedział nam Jan Nowak. Twórca rozgłośni polskiej uważał, że gdy przyjdzie wolność, RWE przestanie być potrzebne.

Kiedy pierwszy dyrektor RWE przyjechał do kraju w 1989 r. z pierwszą wizytą po wojnie, fetowano go jak króla, ale na Okęciu zgubiono jego bagaże. Tadeusz Nowakowski chwalił ludzi, krajobrazy. Nawet milicjant był kochany: kiedy redaktor RWE przyszedł na komisariat zgłosić kradzież samochodu, milicjant postawił mu herbatę. Samochody ukradziono też kilku innym redaktorom.

W 1990 r. w Warszawie zaczęło działać biuro RWE kierowane przez Macieja Wierzyńskiego, a 19 czerwca 1994 r., w ostatnim wydaniu "Faktów-Wydarzeń-Opinii", p.o. dyrektora, Lechosław Gawlikowski żegnał się ze słuchaczami: "Program w Warszawie nadawać będzie RWE Incorporated, nowa jednostka prawno-organizacyjna. RWE Incorporated chce kontynuować tradycje naszej rozgłośni".

- Głęboki spór pojawił się wówczas - mówi Maciej Wierzyński - gdy Amerykanie przyjęli projekt Piotra Mroczyka - ostatniego dyrektora - przeniesienia rozgłośni do Warszawy i skomercjalizowania jej. Ci, co pozostali w Monachium, uważali, że będzie to zupełnie inne radio.

- Jedynym sposobem była prywatyzacja - twierdzi Piotr Mroczyk. - Wielu się oburzało: "Będziemy reklamowali podpaski!?". A ja mówiłem, że chodzi o znalezienie źródeł finansowania, a nie komercjalizację programu.

Ale żeby móc zbierać reklamy, trzeba było mieć koncesję, której radiostacja nie otrzymała.

***

Gdy Urban w 1988 r. próbował wprosić się z wizytą do RWE, pracownicy zagrozili strajkiem, choć słuchacze kusili: "Jak przyjedzie KOC NA ŁEB - 30 batów na gołą d... Potem wsadzić do bagażówki pociągu do Warszawy na mój koszt".

W 2002 r. w dyskusji otwierającej obchody pięćdziesięciolecia RWE, zorganizowanej przez Naczelną Dyrekcję Archiwów Państwowych wziął udział Jerzy Wiatr. - To jest hańba - donośnym głosem mówił Józef Szaniawski, człowiek, który za współpracę z RWE spędził wiele lat w więzieniu. - Trzeba było jeszcze zaprosić Urbana, generała Walichnowskiego, pułkownika Czechowicza i Pastusiaka!

- To radio jest jak Polska - mówiło nam wielu rozmówców. Rozpoczęło działalność pod rządami kapitana Nowaka, a skończyło ją w czasach, gdy, jak wspomina Andrzej Świdlicki, w Polsce rozpoczynał się okres "towariszcza biznesmena", spółek nomenklaturowych i uwiarygodnienia się Jerzego Urbana.

Wykorzystano: materiały ADM - CD "Fragmenty wybranych audycji"; udostępniony przez wydawnictwo RYTM maszynopis książki Aliny Grabowskiej; książki Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Jerzego Morawskiego "Głosy z Monachium", Zygmunta Jabłońskiego "Gabinet figur radiowych" i inne