T   Y   G   O   D   N   I   K    
N A S Z A         P O L S K A
    ISSN 1425-1914     Indeks 332453     NR 19 (540)     9 maja 2006  
    
        

Polska ma wreszcie nową "politykę orderową", która honoruje prawdziwych bohaterów, a nie wybrańców "Gazety Wyborczej". Bohaterów, o których niejednokrotnie obszernie pisaliśmy na naszych łamach.
Koniec "hańby orderowej"
Pokaż, kogo odznaczasz, a powiem ci, kim jesteś - takie kryterium powinno się stosować przy ocenie prezydentów RP, którzy - z powodu niewielkich uprawnień politycznych - koncentrują się głównie na sferze symbolicznej naszego życia publicznego, w tym na przyznawaniu orderów i odznaczeń. 10 lat temu Aleksander Kwaśniewski rozpoczął swoją prezydenturę od przyznania Orderu Orła Białego Włodzimierzowi Reczkowi, partyjnemu aparatczykowi, który przez wiele lat kierował sportem w PRL. Później to najwyższe odznaczenie otrzymywali najczęściej ludzie z kręgu udeckiej warszawki, m.in. Jacek Kuroń i Karol Modzelewski, Bronisław Geremek, Marek Edelman, Leszek Kołakowski, Jerzy Kłoczowski, Jan Kułakowski, Krzysztof Skubiszewski, ks. Józef Tischner.
Odnotowywaliśmy to w cyklu Ordery pohańbione.
Orły dla zapomnianych
Czasy pohańbienia minęły. 3 maja prezydent Lech Kaczyński udowodnił, jak bardzo różni się od swego poprzednika. Order Orła Białego przyznał trzem osobom symbolizującym ten nurt w najnowszej historii Polski, który owa warszawka chciała wymazać z powszechnej pamięci. Anna Walentynowicz (laureatka Nagrody Tygodnika "Nasza Polska") i Andrzej Gwiazda to prawdziwi twórcy Wolnych Związków Zawodowych i organizatorzy gdańskiego protestu robotników w sierpniu 1980 r. To zarazem ludzie, którzy - w przeciwieństwie do Lecha Wałęsy - nigdy nie zdradzili ideałów przyświecających pierwszej "Solidarności". Gwiazda podkreślił, iż odbiera swój order w imieniu wszystkich tych, którzy w 1980 roku znaleźli w sobie odwagę, by powiedzieć komunistycznemu systemowi "NIE".
Drugie w hierarchii polskich odznaczeń, Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski, otrzymała Joanna Duda-Gwiazda, żona Andrzeja i współtowarzyszka jego drogi życiowej - od WZZ w latach 70. po niezależny miesięcznik "Poza układem" w latach 90. Takim samym odznaczeniem, tyle że pośmiertnie, została uhonorowana Alina Pieńkowska, pielęgniarka, która 16 sierpnia 1980 r. wraz z Anną Walentynowicz uratowała strajk w Stoczni Gdańskiej. Była żoną Bogdana Borusewicza, dziś marszałka Senatu.
Trzeciego Orła otrzymał 88-letni arcybiskup Ignacy Tokarczuk, ordynariusz przemyski od 1965 r., a w latach 1992-1993 pierwszy metropolita przemyski. Był on jednym z najbardziej niezłomnych kapłanów w czasach PRL: w swojej diecezji wspierał budowę licznych kościołów, kaplic i domów katechetycznych mimo braku zgody władz, znany był ze swych patriotycznych i antykomunistycznych kazań, popierał protesty społeczne i działalność "Solidarności". Za swoją postawę był inwigilowany i szykanowany przez SB. Przyznanie najwyższego odznaczenia abp. Tokarczukowi jest dowodem uznania dla roli polskiego Kościoła w utrzymaniu tożsamości narodowej w tamtych trudnych czasach.
Trzy konspiracje
Wyjaśniając kryteria, jakimi kierował się w przyznawaniu odznaczeń, prezydent Kaczyński powiedział: - Klucz był prosty. Polska tych, którzy jeszcze żyją, choć bardzo wielu odeszło, to Polska pierwszej konspiracji z okresu II wojny światowej, to Polska ZWZ i AK i innych organizacji, walczących z hitlerowskim okupantem. To Polska drugiej konspiracji, walczącej z drugim sowieckim okupantem, walcząca także z tymi, którzy brali udział w zniewoleniu naszego kraju, choć sami niewątpliwie byli Polakami. I w końcu, trzecia konspiracja - konspiracja, która walczyła w zasadzie już tylko metodami pokojowymi. Ta, która tworzyła niewielkie grupy podziemne w latach 50. czy 60., która tworzyła w latach 60. także swoistą jawną opozycję i która ostatecznie skonsolidowała się w drugiej połowie lat 70. w KOR-ze, w ROPCiO, w innych ówczesnych grupach, nie związanych z tymi pierwszymi dwiema. Ta trzecia konspiracja - to ukoronowanie działalności opozycji sprzed roku 1980, to wielki ruch Solidarność, działający najpierw przez 16 miesięcy jawnie, a później przez wiele lat w podziemiu, przez wiele lat, przez czas nieco dłuższy niż II wojna światowa. Te trzy konspiracje to, można powiedzieć, matka i ojciec naszej wolnej Polski. I to przynależność do tych konspiracji powinna być brana za zasługę, zasługę podstawową, za wybór moralnie słuszny.
Pierwsze dwie konspiracje zostały uhonorowane przez prezydenta RP w sposób szczególny. Nie tylko orderami, które otrzymali m.in. gen. Bolesław Nieczuja-Ostrowski, legendarny dowódca 106. Dywizji AK, po wojnie dwukrotnie skazany na karę śmierci, Jerzy Woźniak, kurier Delegatury Zagranicznej WiN i szef Działu Specjalnego IV Zarządu Głównego WiN, również skazany na karę śmierci (obaj dostali Krzyże Komandorskie z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski), czy też czołowi działacze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej - obecny prezes Czesław Cywiński i prezes Rady Naczelnej Karol Perłowski (obaj otrzymali Krzyże Komandorskie OOP).
Prezydent Kaczyński mianował też na stopień generała brygady sześcioro szczególnie zasłużonych kombatantów, którzy dotąd posiadali stopień pułkownika: naszego przyjaciela redakcyjnego, również wyróżnionego Nagrodą Antoniego Hedę "Szarego", legendarnego dowódcę partyzanckiego z Kielecczyzny, który wsławił się rozbiciem komunistycznego więzienia w Kielcach; Elżbietę Zawacką "Zo", cichociemną, kurierkę Komendy Głównej AK (pisaliśmy o niej niedawno na łamach "NP"); Zygmunta Ludwika Odrowąż-Zawadzkiego, najstarszego funkcją żyjącego uczestnika bitwy o Monte Cassino; Tadeusza Sawicza, pilota polskich dywizjonów myśliwskich w Wielkiej Brytanii; ojca Franciszka Studzińskiego, kapelana Wojska Polskiego na Bliskim Wschodzie i we Włoszech; Stanisława Karolkiewicza "Szczęsnego", uczestnika akcji zdobywania Wilna, do niedawna prezesa Światowego Związku Żołnierzy AK.
Bohaterowie z drugiego szeregu
Wśród odznaczonych przez Lecha Kaczyńskiego dużą grupę stanowią uczestnicy trzeciej konspiracji, czyli opozycji politycznej w PRL. Nie są to jednak postacie z pierwszych stron gazet, wówczas nagłaśniane w Radiu Wolna Europa, a dziś przez historyków związanych z warszawką. Nowy prezydent postanowił uhonorować bohaterów zapomnianych, takich jak Stanisław Karpik, lider Podlaskiego Komitetu Samoobrony Ludzi Wierzących i redaktor chłopskiego pisma "Placówka", Tadeusz Szczudłowski, gdański działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, nieżyjący już pisarz Lech Bądkowski, w 1980 r. rzecznik prasowy Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego (wszyscy otrzymali Krzyże Komandorskie z Gwiazdą OOP), Ireneusz Haczewski, organizator Radia Solidarność w Świdniku, czy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duszpasterz krakowskiej opozycji, który niedawno - także na łamach naszego tygodnika - publicznie podniósł sprawę lustracji duchowieństwa (obaj dostali Krzyże Komandorskie OOP).
Lech Kaczyński jest też pierwszym prezydentem, który docenił wkład ruchu narodowego w polską tradycję niepodległościową. Krzyże Komandorskie OOP otrzymali od niego Maria Mirecka-Loryś, komendantka Okręgu Rzeszowskiego Narodowej Organizacji Wojskowej Kobiet, a w 1945 r. komendant główny Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Kobiet, później znana działaczka polonijna w USA, oraz Przemysław Górny, pod koniec lat 50. współtwórca tajnej Ligi Narodowo-Demokratycznej, dwukrotnie skazywany na kilkuletnie wyroki.
Żale Kowalskiej
Chociaż obecny prezydent i jego brat wywodzą się z KOR-owskiego nurtu opozycji, przedstawiciele tego środowiska nie są faworyzowani przy okazji nadawania orderów, nawet w roku 30-lecia powstania KOR. Spośród byłych działaczy tej organizacji jedynie pisarka Anka Kowalska otrzymała Krzyż Komandorski z Gwiazdą OOP, a działacz ruchu chłopskiego Wiesław Kęcik - Krzyż Komandorski OOP. Dzień po tej uroczystości Kowalska na łamach "Gazety Wyborczej" użalała się, że odznaczenie reszty członków KOR byłoby dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego kłopotliwe. Są w niesłusznych partiach, niesłusznych gazetach, mają niesłuszne poglądy. Prezydent nie wykorzystał szansy okazania wielkodusznego szacunku dla niezakłamanej polskiej historii, której był współuczestnikiem i świadkiem.
Rozgoryczenie środowiska, do którego należy Kowalska, jest zupełnie zrozumiałe. Skończyły się bowiem czasy, gdy lokator Pałacu Prezydenckiego okazywał wielkoduszny szacunek dla pseudobohaterów i pseudoautorytetów wskazywanych przez Adama Michnika. Lech Kaczyński okazał za to prawdziwy szacunek dla niezakłamanej polskiej historii, tyle że rozumianej zupełnie inaczej niż w redakcji "Gazety Wyborczej". rPaweł Siergiejczyk

       



Copyright © 2006 Wydawnictwo Szaniec