RWE
- GŁOS WOLNEJ POLSKI (CZ. I)
Komandosi
zimnej wojny
RADOSŁAW JANUSZEWSKI, JAN STRĘKOWSKI
Trzeciego
maja 1952 roku o godzinie 11.00 popłynęły w eter pierwsze takty Majowego
Mazurka, a potem słowa: "Mówi Radio Wolna Europa - Głos Wolnej
Polski... Uwaga! Uwaga! Mówią Polacy do Polaków!". Godzinną audycję
inauguracyjną powtarzano przez całą dobę.
"Ziejące
nienawiścią szczekaczki imperialistyczne wszczęły wściekłą nagonkę",
z pewnym opóźnieniem - wynikłym z zaskoczenia i niechęci do propagowania
nowej rozgłośni - komentowała pojawienie się rozgłośni prasa PRL-owska.
Kapitan
Nowak
Już
4 lipca 1950 r., z Nowego Jorku wyemitowano krótki program. Z Monachium,
dokąd przeniesiono rozgłośnię, było jednak bliżej do kraju.
"W imieniu milionów Amerykanów przekazuję w ręce kapitana Jana Nowaka tę nową radiostację" - mówił admirał Harold Miller, prezes amerykańskiego Komitetu Wolnej Europy.
Centrala RWE w Monachium, skąd - według stalinowskiej propagandy - "wściekłą nagonkę" prowadziły "ziejące nienawiścią szczekaczki imperialistyczne"
Jan
Nowak-Jeziorański, wcześniej kurier rządu polskiego na uchodźstwie i
pracownik BBC, twardą ręką poprowadził zespół. Jeden z jego współpracowników,
Tadeusz Nowakowski, "reporter papieża" i pisarz, mówiąc o
pierwszych 2 latach w RWE, nazwał pracowników radia "komandosami
rzuconymi na pierwszą linię frontu".
"Był
bardzo surowym szefem - wspomina zatrudniona dużo później Alina Grabowska.
- Przede wszystkim straszliwie krzyczał na ludzi, jeżeli uważał, że źle
pracują, że popełnili jakiś błąd, wynikający z niedostatku uwagi i
starań. (...) Dla Nowaka nie istniało coś tak dziwacznego jak Čgodziny
pracyÇ".
Jolanta
Hajdasz, która pisze rozprawę doktorską o Rozgłośni Polskiej mówi, że
Nowak miał ogromne poczucie misji, praca w RWE nie była dla niego zwykłym
zajęciem, była to służba Polsce. To samo mówią o szefie, ale i o
zespole inni wówczas zatrudnieni pracownicy radia.
"Zależało
mi na tym, by utrzymać pewną ciągłość tradycji z przedwojennym Polskim
Radiem" - pisze Jan Nowak w "Wojnie w eterze". Do Rozgłośni
Polskiej trafili: Wiktor Budzyński, kierownik "Lwowskiej fali",
Wojciech Trojanowski, znany reporter sportowy, Zdzisław Malinowski, były
dyrektor rozgłośni poznańskiej PR, Wincenty Rapacki, były dyrektor rozgłośni
łódzkiej. Zespół zasiliła elita polskich intelektualistów - Jan Lechoń,
Gustaw Herling-Grudziński, Marian Hemar, Roman Palester, Wacław Radulski.
Większość pracowników miała wojenną przeszłość. Byli wśród nich:
Tadeusz Zawadzki-Żenczykowski z AK, Włada Majewska, która z "Lwowską
falą" przeszła szlak bojowy II Korpusu, Jan Markowski, powstaniec
warszawski, autor "Marszu Mokotowa".
Zygmunt
Jabłoński, pracownik RWE, żartował jednak, że Nowak w ogóle nie znał
się na ludziach i ich kwalifikacjach. Zdolny spiker stawał się u niego
redaktorem, dziennikarz trafiał do produkcji. Zaś poeta Bronisław Przyłuski
"ochrypłym głosem czytał dziennik radiowy".
W
oczach propagandystów krajowych zespół znalazł jeszcze mniej uznania:
Jan Nowak spekulował na antykach i prowadził złote życie, a jego współpracownicy
zajmowali się szpiegostwem, handlem walutą i złotem, bogacili się na
tajemniczej śmierci współmałżonków, bywali zagorzałymi syjonistami,
alkoholikami, sodomitami, narkomanami, kanciarzami, oszustami, bandytami,
byli łasi na pieniądze i zdradzali współmałżonków, jedna z pań była
nimfomanką, miewali przyjaciół wśród gestapowców i sami na gestapo
donosili - można było przeczytać w "Trybunie Ludu", "Żołnierzu
Wolności" i usłyszeć w Polskim Radiu.
Mydło
i powidło
Jest
rok 1953, w Polsce brakuje wszystkiego. Na targ w pewnym miasteczku wjeżdża
chłop, na wozie ma deficytowy towar. Ludzie tak się pchają, że mało
wozu nie przewrócą. W pewnej chwili chłop krzyczy do grubej baby napierającej
na wóz: "Pani Lipowa i co się pani tak pcha". Wszyscy wybuchają
śmiechem. Słuchają "Podwieczorku przy mikrofonie" nadawanego
przez RWE. Jego głównymi postaciami były dwie kłótliwe warszawskie
paniusie: pani Miętowa i pani Lipowa, które nie przebierając w słowach
gawędziły stojąc w ogonkach.
Do
kogo był adresowany program, zapytaliśmy Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
-
Bolszewicy, jak objęli władzę, mieli takie hasło: "wsiom, wsiom,
wsiom". Do wszystkich, wszystkich, wszystkich. Otóż myśmy też tak
skonstruowali swój program, aby on był przeznaczony dla wszystkich. Tak,
jak w domu towarowym, żeby każdy znalazł w nim coś dla siebie. Zarówno
inteligent, jak rolnik, jak robotnik.
Najpopularniejszym
programem był dziennik. Powtarzano go co godzinę. Ważne miejsce na
antenie zajmowały programy polityczne: "Odwrotna strona medalu"
audycja polemiczna, prostująca fałsze propagandy PRL. "Przegląd
prasy". Na listy słuchaczy napływających do redakcji... pism
krajowych odpowiadano w programie "Skrzynka radiowa". Omówieniom
wydarzeń krajowych poświęcone były audycje "Reflektorem po
kraju" i "Z polskiego punktu widzenia". Była audycja dla
kobiet redagowana przez Aleksandrę Stypułkowską (Jadwiga Mieczkowska),
dla młodzieży Tadeusza Nowakowskiego (Tadeusz Olsztyński), powieść
radiowa "Rodzina Kubiczów" i programy religijne oraz dyskusje okrągłego
stołu z udziałem najwybitniejszych emigracyjnych polityków i artystów. Wśród
gości znaleźli się generał Władysław Anders, Tomasz Arciszewski,
generał Tadeusz Bór-Komorowski, prezydent Edward Raczyński. Były również
programy muzyczne, sportowe, radio nadawało prognozy pogody, a w późniejszym
okresie, gdy okazało się, że w godzinach emisji spada słuchalność, bo
ludzie zmieniają kanał, żeby posłuchać wyników losowania totalizatora
sportowego, RWE zaczęła nadawać wyniki totka. Stąd wziął się dowcip:
A teraz RWE poda prawdziwe numery Toto-Lotka.
Mówi
Józef Światło
Wicedyrektor
X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, podpułkownik Józef
Światło, pojechał berlińską kolejką miejską o jeden przystanek za
daleko. Był 5 grudnia 1953 r. Kilka miesięcy wcześniej umarł Stalin, a
wkrótce potem zabito Berię. Lepiej zorientowani bezpieczniacy rozumieli,
że wkrótce może im się zacząć palić grunt pod nogami.
Koperta
z taśmą zawierającą zeznania dygnitarza bezpieki trafiła na biurko
Nowaka.
Pierwsza
audycja "Za kulisami bezpieki i partii" z rewelacjami Światły -
człowieka, który zajmował się inwigilacją najwyższych dostojników
partyjnych - wyemitowana została 28 września 1954 r.
"Porozmawiajmy
ze sobą otwarcie, towarzyszu Tomaszu - zwracał się do Bolesława Bieruta.
- Nad spreparowaniem waszego życiorysu pracowała w Komitecie Centralnym cała
komisja..., aby w jakiś sposób z brudnego i małego agenta wywiadu NKWD
zrobić działacza partyjnego...".
Do RWE, mimo trudności, przychodziły listy z krajów komunistycznych.
W
eter poszły informacje na temat aparatu terroru, ujawniono okoliczności
aresztowania prymasa Wyszyńskiego, którego osobiście dokonał Światło.
Po
raz pierwszy Polacy dowiedzieli się, jaką rolę w polityce władz odgrywa
Bolesław Piasecki i jego PAX. Przede wszystkim jednak podano do wiadomości
publicznej prawdziwe życiorysy funkcjonariuszy bezpieki i partii.
"Partia
bardzo się boi wszystkich audycji, w których ujawnia się ich wewnętrzne
stosunki, powiązania i przeszłość" - zeznawał Światło. Wiedział,
co mówi: do Berlina wysłano go, żeby "uciszył" Wandę Brońską,
byłą komunistkę, która na falach RWE ujawniała kompromitujące fakty
dotyczące likwidacji KPP, powstania PPR, systemu sowieckich łagrów.
Do
wielu funkcjonariuszy PZPR po raz pierwszy dotarło, że nikt nie jest wolny
od zagrożenia. Okazało się, że Bierut kazał zbierać materiały na
Bermana, a Berman, jego najbliższy współpracownik, asekurując się,
polecił Światle założyć teczkę Wandy Górskiej, kochanki Bieruta.
Nastąpiło
polityczne trzęsienie ziemi. Zlikwidowano Ministerstwo Bezpieczeństwa
Publicznego, a jego szef Stanisław Radkiewicz przejął resort PGR-ów. Po
cichu aresztowano Józefa Różańskiego, szefa departamentu śledczego
bezpieki. Wkrótce za kraty trafili wiceministrowie MBP Roman Romkowski i
Konrad Świetlik. Ich los podzielił Anatol Fejgin, bezpośredni przełożony
Światły. Odesłano do ZSRR Dymitra Wozniesieńskiego szefa Głównego Zarządu
Informacji i jego zastępcę Antoniego Skulbaszewskiego, odpowiedzialnych
m.in. za egzekucje oficerów Wojska Polskiego. Wreszcie, na niewielką skalę
zaczęto wypuszczać więźniów politycznych. W grudniu 1954 roku na wolność
wyszedł Władysław Gomułka.
Władysław
Bartoszewski, który w październiku tego samego roku wyszedł z więzienia,
wspomina, że pierwszą audycją RWE, jakiej dane mu było słuchać, był właśnie
program "Za kulisami bezpieki i partii".
Wojna
balonowa
Reżim
poczuł się mocno zagrożony. Jak powiedział nam Jan Nowak-Jeziorański,
intensywne zagłuszanie zaczęło się dopiero po audycjach Światły.
Jednak rewelacje dotarły do kraju również inna drogą.
Jeszcze
w połowie 1951 r. Amerykanie zaczęli wysyłać nad Europę Wschodnią
balony z ulotkami propagandowymi. Od lutego 1955 r. wojną balonową objęto
również Polskę. W akcji "Spotlight" ("Reflektor")
poszybowało do kraju około 800 tysięcy broszur "Za kulisami bezpieki
i partii", a następnie m.in. "Wybrałem prawdę" - wyznania
Seweryna Bialera z pionu propagandowego KC PZPR, który uciekł na początku
1956 roku. Balonem poleciał też tajny referat Chruszczowa.
Bezpieka
urządziła polowanie: milicjanci strzelali do balonów. Mobilizacja ideowa
wsparta została zachętą pieniężną. Za broszurę płacono 20 zł, a za
powłokę balonu sto. Ale powłoki rzadko trafiały na komisariaty, nawet
pracownicy UB zatrzymywali je jako świetny materiał na płaszcze
przeciwdeszczowe. Jedyną śmiertelną ofiarą tej wojny został znany
baloniarz Franciszek Hynek, zestrzelony przez nadgorliwego milicjanta w dwa
lata po zakończeniu operacji.
"Rewelacje
Światły przyspieszyły radykalnie dojrzewanie procesów, które doprowadziły
do przemian październikowych" - mówił z Monachium Seweryn Bialer.
W
owych czasach na korytarzach urzędów państwowych wisiały tabliczki
"Oszczędzaj Światło". Dowcipnisie odwracali szyk zadania:
"Światło, oszczędzaj nas!".
Żywcem
pogrzebani
Radiostacja
"Kraj" założona w PRL z myślą o propagandowym oddziaływaniu
na Polaków z emigracji, wyemitowała 31 lipca 1955 roku list 48 znanych
ludzi kultury i nauki z apelem o powrót do kraju. Reakcja RWE była
natychmiastowa. Wezwano do repatriacji Polaków ze Związku Radzieckiego. W
praktyce chodziło o wyciągnięcie ich z łagrów i zesłania. Jak pisze
Jan Nowak, rozgłośnia przerywała program, żeby podawać informacje o
kolejnych "żywcem pogrzebanych", na których ślad udało się
trafić. Informowano o miejscach pobytu, podawano też nazwiska, powtarzane
kilkakrotnie: "Walenty Kucharski, Walenty Kucharski, lat 30, rodem z
Sosnowca, porucznik armii polskiej, po wojnie zesłany do Workuty. Kopalnia
nr 29".
W
roku 1956 sprawa została szeroko podjęta w kraju. Rozpoczęła prasa, posługując
się przewrotnym argumentem, że problem trzeba rozwiązać, by zamknąć
usta "wolnoeuropejskiej szczekaczce". Uchwały podejmowały załogi
zakładów, jednostki wojskowe, studenci, egzekutywy komitetów PZPR. Do
kraju, według oficjalnych źródeł, do marca 1956 r., wróciło z ZSRR
prawie ćwierć miliona ludzi.
"Już
możemy słuchać"
Z
materiałów bezpieki: "Sekretarz komitetu powiatowego z Sokołowa
donosi, że kułak Popławski z Justynowa jawnie propaguje komentarze BBC i
Wolnej Europy". Paweł Machcewicz, który dotarł do archiwaliów UOP,
znalazł również inne dowody na popularność rozgłośni. Aparat
bezpieczeństwa narzekał, że następuje rozpad sieci informatorów, którzy
zaczynają stawiać niewygodne pytania zaczerpnięte "nieraz i z
wrogiej propagandy". Kilka tygodni przed poznańskim Czerwcem juwenalia
w Krakowie przerodziły się w manifestację polityczną. W związku z tym
odbyła się specjalna sesja miejskiej rady narodowej, podczas której
domagano się m.in. "nieutrudniania słuchania Wolnej Europy".
Postulaty
nabrały bardziej realnego kształtu w Poznaniu i kilka miesięcy później
w Bydgoszczy. W Poznaniu nie tylko opanowano komitet wojewódzki, więzienie,
zaatakowano UB, ale zniszczono też zagłuszarkę. Wpisywało się to w łańcuch
działań wolnościowych. - Mamy już władzę w swym ręku! - krzyczano z
wozu transmisyjnego. Podobnie było 19 listopada w Bydgoszczy, gdzie tłum
zaatakował komendę milicji, komitet partii i zniszczył zagłuszarkę: -
Powiało wolnością! Już możemy słuchać! - krzyczeli demonstranci.
W
1955 roku zaczęto wysyłać do Polski (m.in. z Austrii - zdjęcie) balony z
zeznaniami Światły a później z referatem Chruszczowa
Wydarzenia
w Bydgoszczy poprzedzone były licznymi październikowymi protestami. Na
wiecu w Politechnice Gliwickiej domagano się "zlikwidowania stacji zagłuszających
i wykorzystania funduszu, który się uzyska z tego na zwrot długu
ZSRR". W ekspozyturze PKS w Gorzowie na masówce domagano się
zaprzestania zagłuszania i przekazania uzyskanych stąd pieniędzy na
radiofonizację kraju. Rzeczywiście - energia zużywana na zagłuszanie
wystarczyłaby do oświetlenia sporego miasta. Przeciwko zagłuszaniu
protestowała nawet obsługa zagłuszarek.
Bez
fałszywych nadziei
W
liście do Giedroycia z marca 1955 r. Nowak stwierdza: "W programach
naszych jak najstaranniej unikamy czegokolwiek, co mogłoby budzić fałszywe
nadzieje lub rachuby na szybką wojnę".
Podobną
postawę przyjął podczas poznańskiego Czerwca, kiedy przestrzegał, że
nawet wspólna akcja powstańców, żołnierzy i milicjantów nie zrównoważy
siły Sowietów.
Ta
linia sprawdziła się w Październiku. Polska sekcja RWE ograniczyła się
do podawania informacji, podczas gdy węgierska nawoływała do walki
zbrojnej, obiecywała pomoc Zachodu, atakowała Imre Nagya, jako zagorzałego
komunistę, emitowała instruktaż walk ulicznych. - W pewnym momencie -
powiedział nam Jan Nowak - Gomułka odgrywał rolę bufora, który
przeciwstawił się Moskwie. W chwili, gdy się dowiedziałem, że dochodzi
do konfrontacji między Gomułką a Chruszczowem, Mołotowem i innymi,
natychmiast nakazałem zmianę linii. Wojska radzieckie maszerowały na
Warszawę... Warto przytoczyć dramatyczny komentarz Nowaka wygłoszony tuż
po wylądowaniu w Warszawie samolotu z delegacją radziecką, z wściekłym
Chruszczowem na czele. Jan Nowak mówił: "Busolą dla całego
patriotycznego społeczeństwa polskiego... są dziś słowa kardynała
Wyszyńskiego, wzywającego do spokoju i opanowania. Nie chcemy, aby nasz
kraj znowu spłynął krwią. Nie chcemy, aby powtórzyła się tragedia
roku 1944".
Namiastka
opozycji
Wcześniej
rozgłośnia zadała dotkliwy cios Natolińczykom (jedna ze zwalczających
się frakcji w PZPR - przyp. red.), ujawniając w cyklu audycji z udziałem
Seweryna Bialera szczegóły walk frakcyjnych w łonie KPZR i PZPR oraz
nadając tajny referat Chruszczowa.
-
Staraliśmy się być namiastką opozycji. Najważniejszym słuchaczem był
nasz przeciwnik, wykształciliśmy całą metodę oddziaływania na grupę
rządzących i przez tę elitę mogliśmy wpływać na rzeczywistość w
Polsce - powiedział nam Jan Nowak. Od tej pory rozgłośnia zaczyna brać
bezpośredni udział w życiu politycznym kraju.
Tyle
że przeciwnik słuchał wybiórczo. "Wolna Europa odegrała haniebną
rolę w wydarzeniach na Węgrzech", kablował z Nowego Jorku Marian
Podkowiński w listopadzie 1956, a "Słowo Powszechne" obnażało
intrygę: "Wolna Europa często Gomułkę chwali, a jednocześnie
denuncjuje jego posunięcia jako rzekomo antyrosyjskie (...) jest to robota
na zawalenie całej polityki Gomułki".
A
sam Gomułka, gdy został I sekretarzem i zniósł zagłuszanie prawie
wszystkich rozgłośni zachodnich, długo nie mógł się zdecydować na to,
by zaprzestać zagłuszania RWE. Zmusiły go do tego dopiero listopadowe
wydarzenia w Bydgoszczy.
Wykorzystano
m.in. archiwalia Rozgłośni Polskiej RWE w Archiwum Dokumentacji
Mechanicznej, udostępniony przez wydawnictwo Rytm maszynopis książki
Aliny Grabowskiej "Wspomnienia pracowników Rozgłośni Polskiej
RWE", książki Jerzego Morawskiego "Głosy z Monachium",
Zygmunta Jabłońskiego "Gabinet figur radiowych" i inne. Następne
dwa odcinki historii Sekcji Polskiej RWE ukażą się w kolejnych numerach
"Plusa Minusa"
ZDJĘCIA
- ARCHIWUM DOKUMENTACJI MECHANICZNEJ
2 część
GŁOS
WOLNEJ POLSKI (CZ. II) OD PAŹDZIERNIKA DO SIERPNIA
RWE otwiera drzwi
RADOSŁAW
JANUSZEWSKI, JAN STRĘKOWSKI
Tekst został opublikowany w "Rzeczpospolitej" w numerze z 27-28 kwietnia 2002 r.
Konferencja
programowa sekcji polskiej RWE pod Monachium. Koniec lat 60. Od lewej:
Tadeusz Chciuk-Celt, Tadeusz Zawadzki-Żenczykowski, Józef Ptaczek, ks.
Tadeusz Kirschke, Andrzej Krzeczunowicz, Alfred Znamierowski, Andrzej
Czechowicz (agent MSW), Jerzy Kaniewicz (Tadeusz Mieleszko), Aleksander
Menhard, Jerzy Gajek.
(c)
ARCHIWUM DOKUMENTACJI MECHANICZNEJ
Po
Październiku żelazna kurtyna zaczynała się przecierać. Michał Sumiński
w "Radio Kraj" naciskał na jednego z dyrektorów Banku Rolnego
przytaczając Wolną Europę: dlaczego sprzedaż ziemi po PGR-ach idzie tak
wolno. "Słowo Powszechne" w 1958 r. opublikowało artykuł, którego
autor samokrytycznie przyznaje, że niesłusznie bronił przed atakami
Wolnej Europy polskich celników. "Obecnie zmieniłem zdanie" -
pisze. A to z powodu gruszkowego kompotu, którego nie pozwolono wysłać mu
za granicę bez wypełnienia sterty formularzy.
W
styczniu 1957 r. odbyły się wybory do Sejmu. Wolna Europa wzięła w nich
udział przedstawiając, bez komentarza, życiorysy najbardziej zatwardziałych
stalinistów, którzy znaleźli się na listach. Władysław Gomułka, który
apelował o głosowanie bez skreśleń, dostał najwięcej głosów, ale
zaraz po nim byli: naczelny "Po prostu" Eligiusz Lasota i działacze
katoliccy Jerzy Zawieyski i Stanisław Stomma. Ale Gomułka szybko pozbył
się reformatorów, a do łask zaczęli wracać ludzie "Natolina".
Na
przełomie lutego i marca 1957 r. w Monachium nieoczekiwanie zjawili się
redaktorzy "Po prostu". Twierdzili, że Głos Wolnej Polski stracił
rację bytu. Tymczasem rację bytu, w oczach władz PRL, straciło...
"Po prostu". Pół roku później zostało rozwiązane.
Amerykanie
również dali się uwieść Gomułce, którego uznali za polskiego Titę. A
skoro tak, to dotychczasową nazwę Głos Wolnej Polski RWE, trzeba zmienić.
Od trzeciego maja 1958 r. nadawała Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa.
-
Czy było to połączone ze zmianą charakteru nadającej z Monachium rozgłośni?
To było równoczesne - powiedział nam Jan Nowak. - Uznaliśmy, że trzeba
zreformować program, że jest w nim za dużo propagandy, za dużo
przymiotników. Program został tak zorganizowany, aby miał charakter
przede wszystkim relacjonowania faktów i rzeczowej oceny, żeby wyzwolić
go z atmosfery wczesnej zimnej wojny.
Warszawskie
radio przestano nazywać w RWE "radiem okupacyjnym".
-
Program zyskał na tej zmianie - dodaje Nowak.
Beatlesi
mówią "Niet!"
Włada
Majewska, jedna z weteranek Wolnej Europy, którą kiedyś zachwalano
Nowakowi jako osobę potrafiącą zrobić wszystko: zaśpiewać, nagrać,
zmontować program i posprzątać ścinki, zadzwoniła z biura londyńskiego
rozgłośni do centrali w Monachium. - Chcecie, to mogę wam zrobić
spotkanie z królową Elżbietą. - Lubimy Beatlesów. - Z nimi będzie
trudniej.
Ale
udało się. Relacjonuje Henryk Rozpędowski: "Zadzwoniła o drugiej w
nocy. - Spotkanie o ósmej trzydzieści rano, stacja kolejowa Paddington,
ostatni peron, lewa strona pod zegarem, hasło Radio Free Europe, odzew
Green Wave... Po wspólnym lunchu długie rozmowy przy mikrofonie i bez
mikrofonu. - Niektórzy twierdzą - mówimy - że wasza muzyka i ten ruch młodych
wokół was jest wyrazem protestu młodego pokolenia przeciw systemowi społecznemu,
w jakim żyjecie. - Niet! - ucina Lennon jednym rosyjskim słowem. I już
wiadomo, że wie, kto im dorabia filozofię".
Spośród
audycji RWE młodzież w Polsce najchętniej słuchała programów
muzycznych: "Rendez-vous o 6.10", prowadzonego przez Jana
Tyszkiewicza, oraz "Zielonej Fali" Henryka Rozpędowskiego (Stanisława
Julickiego na antenie). Grupa młodzieży z Kielc założyła nawet Klub
Zielonej Fali i przesłała redaktorowi Julickiemu honorową legitymację, a
czasopismo "Ty i Ja" artykuł o ruchu młodych na Zachodzie zatytułowało
"Zielona Fala". Władze PRL wyczuły niebezpieczeństwo. Kilka
miesięcy po nadaniu pierwszej "Zielonej Fali" Gomułka oświadczył:
"Wroga socjalizmowi propaganda jest obliczona przede wszystkim na młodzież."
W kilka lat później, w 1968 roku, ta wychowana w PRL-u młodzież
powiedziała "Niet".
Na ołtarzu
odprężenia
Jesienią
1958 r. zaczęto nadawać cykl audycji, w których była gospodyni jednego z
ministrów opowiadała "Jak żyje nowa klasa". Okazało się, że
tak jak poprzednia - świetnie. Jan Nowak pisze, że wywołało to sensację
w Polsce i wściekłość elity rządzącej. "Niewybredne kłamstwa i głupawe
plotki są specjalnością pewnych rozgłośni zachodnich" - grzmiała
"Trybuna Ludu", a Józef Cyrankiewicz, obrażony, nękał
ambasadora amerykańskiego, że Wolna Europa... włazi mu do łazienki. Rozgłośnia
poinformowała słuchaczy, że żona premiera dostała od niego w prezencie
trzy flakony soli kąpielowych przywiezionych ze służbowej wyprawy na Zachód.
RWE
mąciło obraz odprężenia nie tylko w oczach komunistów. Dwukrotnie jego
istnienie zostało poważnie zagrożone. Na przełomie lat 50. i 60., gdy
omalże nie zostało przehandlowane przez Amerykanów za ustępstwa ZSRR
wobec Berlina Zachodniego, oraz na początku lat 70., kiedy przeciw jego
istnieniu opowiedziała się grupa senatorów amerykańskich na czele z
Jamesem Fulbrightem. Pracownicy RWE zagrozili Amerykanom strajkiem, ale
decydujący głos miał wiceprezydent Richard Nixon, który wówczas
odwiedził Polskę. Media peerelowskie wizytę całkowicie przemilczały;
ale dzięki informacjom Radia Wolna Europa witały go tłumy warszawiaków.
Nixon przekonał się na własne oczy, jak wielką rolę spełnia RWE.
Za
drugim razem kryzys trwał znacznie dłużej, bo i złudzenia Amerykanów co
do szczerości zapewnień ZSRR o woli odprężenia były silniejsze. Zażegnać
pomógł go Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Cartera. Radiostacji
"nie złożono na ołtarzu polityki zbliżenia", jak pisał
Zygmunt Jabłoński, redaktor RWE, w książce "Gabinet figur
radiowych".
Aresztować
Matkę Boską!
Milicja
wpadła do klasztoru Paulinów na Jasnej Górze i skonfiskowała urządzenia
poligraficzne i druki. Był lipiec 1958 r. Wojnę z Kościołem władze
prowadziły przez cały czas i przez cały czas w obronie Kościoła występowało
RWE. "Dziś grzmią Wolne Europy o ofensywie przeciwko Kościołowi w
Polsce" - pisał Kazimierz Kąkol, a przecież chodzi tylko o polemikę
z objawami "rozpasania sił ciemnoty, fanatyzmu, zabobonu".
RWE
było bardzo dobrze poinformowane. W "Polsce z oddali" Jan Nowak
pisze, że najtajniejsze informacje "wyciekały z partii jak z
dziurawego garnka". Rozgłośnia informowała słuchaczy m.in. o
przebiegu konferencji delegatów komitetów wojewódzkich we Wrocławiu
poprzedzającej milicyjny najazd na Jasną Górę oraz omówiła treść
instrukcji KC określających strategię walki z Kościołem. Do rozgłośni
informacje docierały też z innych źródeł. Pewien ksiądz przysłał
nagrania uroczystości religijnych w Częstochowie.
Apogeum
wojny z Kościołem przypada na obchody Millenium. Do Gniezna, podczas
uroczystości kościelnych, zjechały sztafety motocyklowe i czołgi. Władza
urządziła paradę z okazji niezbyt okrągłej, bo 21. rocznicy forsowania
Odry i Nysy. Milicja ścigała na motocyklach kopie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
Jak pisze Jakub Karpiński "zdarzały się przypadki porywania
samochodu z obrazem, zakrywania obrazu plandeką i krępowania
sznurami". W końcu obraz "internowano" na Jasnej Górze.
Wolna
Europa wspierała hierarchię w potyczkach z PAX-em Bolesława Piaseckiego,
którego pokrętne losy naznaczone współpracą z NKWD relacjonował
jeszcze Józef Światło. Władysław Bartoszewski - pierwszy stały współpracownik
RWE z kraju - w cyklu "Za kulisami PAX-u" demaskował rolę powołanej
przez generała NKWD Sierowa reprezentacji katolików świeckich zwanych
katolikami towarzysza Borejszy. "Słowo ČmafiaC nie jest tutaj fikcją"
- powiedziano na antenie o organizacji, kierowanej przez członków
przedwojennej Falangi.
Sprawy
Kościoła były stale obecne w audycjach. Zygmunt Michałowski, następca
Jana Nowaka-Jeziorańskiego, mówił, że wielka uwaga, jaką rozgłośnia
poświęciła Janowi Pawłowi II, początkowo nie znalazła zrozumienia u
Amerykanów. Papieżowi przydzielono nawet specjalnego reportera - znanego
pisarza Tadeusza Nowakowskiego.
Barwy
walki
Już
na parę lat przed Marcem '68 w Warszawie objawili się
"partyzanci". Wolna Europa informuje wtedy o ostrych walkach
frakcyjnych w partii i o zagrożonej pozycji Gomułki. Niejaki dr Kolczyński
zarzuca wówczas radiostacji, że opiera się "na wyssanych z palca
plotkach i wręcz oszczerstwach". Tymczasem to właśnie człowiek
najbliższy Gomułce, Zenon Kliszko, informował za pośrednictwem swoich
paryskich kontaktów Wolną Europę o kolejnych posunięciach moczarowców.
Zapytaliśmy
Jana Nowaka, czy nie były to próby manipulacji rozgłośnią. - Istotą
wolności jest różnorodność i konflikt, ścieranie się różnych poglądów.
Myśmy mieli swój redakcyjny punkt widzenia, który był wyrażany
codziennie w komentarzach redaktorskich, w moich własnych wystąpieniach.
Moczarowcy
także próbowali wpłynąć na program. Albo przez autorytety z kraju, albo
przez podsuwanych rozgłośni agentów. Umawiali się oni z Nowakiem lub
innym redaktorem RWE i próbowali argumentować, że przecież Moczar to
nacjonalista, w przeciwieństwie do komunisty Gomułki. Jednak Nowak
dostrzegał w Moczarze cechy kryminalisty, a w "partyzantach" -
odpowiednik mafii amerykańskiej.
W
Polsce rozgrywała się walka o władzę. Jej ofiarami padli Żydzi i
inteligencja. Do boju ruszył sam Gomułka, tyle że pomylił wroga. Zamiast
Moczara, który chciał mu wyrwać sekretarski stołek, zaatakował
"Dziady". Marian Hemar rymował: "Ten Mickiewicz, wieszcz
narodu/ Dużo sprawił nam zawodu. / Że nie żyje, ja nie wiedział. /
Jakby żył, to już by siedział.".
Konstanty
Korzeniecki, pułkownik i redaktor naczelny "Żołnierza Wolności"
21 marca 1968 r. ostrzegał telewidzów. Szykuje się: "Atak wszystkich
sił, które znamionuje chęć obalenia naszego ustroju, sił starych,
odsuniętych od władzy politykierów... sił syjonistycznych, części owej
nylonowej, kosmopolitycznej młodzieży, a także ściśle związanych z
antypolską rozgłośnią Wolna Europa, której propaganda żywo przypomina
wzory starego mistrza Goebbelsa". Mamy tu całe menu marcowej
propagandy: Żydzi i Niemcy, hitlerowcy i syjoniści, i kosmopolici, i -
oczywiście - Wolna Europa, nazywana chętnie na łamach rodzimej prasy
"Freies Europą". Wiktor Trościanko w audycji "Fakty -
Wydarzenia - Opinie" mówił: - Dawno już nie było w Polsce takiej
atmosfery publicznego szczucia jak w tej chwili.
Prawdziwym
końcem moczaryzmu była afera, która wstrząsnęła Wolną Europą. 10
marca 1971 r., przed kamerami telewizji polskiej wystąpił as polskiego
wywiadu Andrzej Czechowicz, który pracował w RWE. Większość naszych
rozmówców z Wolnej Europy bagatelizuje tę postać. Sam Nowak uważa, że
ten człowiek niewiele znaczył w rozgłośni i miał niewielkie możliwości
szkodzenia. Jeden z członków kierownictwa RWE powiedział nam jednak, że
nie należy pomniejszać roli Czechowicza. - Mówią, że nie miał do
niczego dostępu. Ale go lubiano, jak poprosił, to dostał klucz.
Towarzysz
Mietek, jak za towarzyszem Mijalem z Radia Tirana podawało RWE, szykował
dossier na "wysoko postawionych członków partii, a nawet członków
KC i Biura Politycznego" dotyczące ich współpracy z Wolną Europą.
Głównym atutem miał być Andrzej Czechowicz i przekazane przez niego
informacje. Jednym z najważniejszych oskarżonych byłby Zenon Kliszko. A
to mogłoby obciążyć Gierka, który znacznie dłużej niż Moczar trzymał
z ekipą Gomułki. Intryga się nie powiodła. Nastąpiły aresztowania
moczarowców z MSW. Były też tajemnicze zgony. A kapitan Czechowicz, co
"rozpracował si-aj-ej", jak głosiła popularna piosenka, wyjechał
na zaszczytną placówkę do Mongolii.
Socjalizm
bez ludzkiej twarzy
"Duże
wrażenie, nie tylko w Polsce, ale i za granicą wywołał protest polskiej
elity intelektualnej przeciwko uszczuplaniu swobód twórczych w kraju"
- mówił Tadeusz Nowakowski 31 marca 1964 r. o Liście 34 do władz PRL.
Rok później RWE zajęło się innym listem: Jacka Kuronia i Karola
Modzelewskiego, młodych pracowników Uniwersytetu Warszawskiego, działaczy
ZMS. Obaj trafili na kilka lat do więzienia. RWE wzięło ich w obronę.
"Ich odwaga musi budzić uznanie bez względu na dzielące nas różnice
polityczne. Musimy odróżnić ich od karierowiczów, oportunistów i tchórzy"
- mówił 9 stycznia 1967 Jan Nowak.
Jednego
z czołowych działaczy opozycji poznano w RWE osobiście. Był to Adam
Michnik. "... w tym młodym, sympatycznym, zabawnie jąkającym się człowieku",
osiemnastoletnim maturzyście - wspomina Jan Nowak - redaktorzy RWE
dostrzegli "niezwykłe przywiązanie do idei". Ideą tą był
socjalizm, ale - by użyć późniejszego określenia - z ludzką twarzą.
Te
złudzenia wybito pałkami w Marcu. Do RWE trafiać zaczęli ci, którzy do
niedawna żywili złudzenia co do realnego socjalizmu. Gdy Układ Warszawski
interweniował w Czechosłowacji, Karel Kryl śpiewał przed mikrofonem Rozgłośni
Polskiej. Retransmitowano program ostatniej wolnej radiostacji z Pilzna:
"Do wszystkich! Do wszystkich! Do wszystkich! Pomóżcie naszej ojczyźnie
w zachowaniu jej suwerenności, w zachowaniu jej drogi do humanistycznego i
naprawdę demokratycznego socjalizmu". Na tym kończyła się droga do
"socjalizmu z ludzką twarzą". Odtąd opozycja występuje poza
partią i przeciw niej.
Lawina
ruszyła
Gierkowska
dekada dla RWE zaczęła się wznowieniem zagłuszania. Po tragicznym
Grudniu 1970 - kiedy Jan Nowak apelował do władz PRL o powstrzymanie
masakry - nowy I sekretarz wzbudził w kraju pewne nadzieje na zmianę. A
jeszcze większe na Zachodzie, zafascynowanym polityką odprężenia. -
Dopiero fakty, czyli sam Gierek, zmieniły to - powiedział nam Lechosław
Gawlikowski, jeden z ostatnich wicedyrektorów rozgłośni.
Od
początku dekady gierkowskiej na antenie mówiono o samoorganizowaniu się
społeczeństwa. - Tadeusz Podgórski miał w swoich programach o związkach
zawodowych pewną wizję, która się sprawdziła - mówi Gawlikowski. - Mówił,
że w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem powstawania inteligencji
robotniczej łączącej świadomość obu tych grup. Rozsadzała ona system,
odbierając komunistom prawo do wypowiadania się w imieniu robotników.
To
była zapowiedź Sierpnia. Ale wcześniej był radomski Czerwiec 1976 roku i
w konsekwencji powstanie Komitetu Obrony Robotników i innych ugrupowań
opozycyjnych.
-
Miałem szczęście - opowiada Zygmunt Michałowski, dyrektor rozgłośni od
1976 roku. - Powstanie opozycji dało nam dużo tematów do audycji.
Korzystaliśmy z wydawnictw i prasy podziemnej. Napływało jej tyle, że
nie mogliśmy nadążyć z przerobieniem tego materiału.
-
To była cezura w naszym programie - mówi Lechosław Gawlikowski. - Zaczęliśmy
rozumieć swoją misję jako pomoc dla opozycji w kraju, nagłaśnianie jej
programów w Polsce i na Zachodzie. Staliśmy się źródłem informacji dla
rzeszy dziennikarzy zachodnich.
Gierek
był ze względu na pożyczki uzależniony od Zachodu, ujawnianie represji
wobec opozycjonistów stanowiło więc dla nich pewną ochronę. - Nie było
poczucia bezkarności wśród funkcjonariuszy niższego szczebla. Bali się
swoich zwierzchników. Gierek dostawał na biurko nie tylko raporty MSW, ale
i nasłuchy RWE - mówi Gawlikowski.
-
Korespondenci prasy zachodniej - twierdzi Zygmunt Michałowski - nie
wychylali nosa poza stolicę. Dlatego o wydarzeniach czerwcowych świat
dowiedział się dopiero wtedy, gdy robotnicy Ursusa przyspawali do torów
pociąg międzynarodowy. Lawina informacji ruszyła, kiedy powstał KOR.
Lechosław Gawlikowski: - Środowisko było bardzo sprawne, jeszcze zanim
powstał "Biuletyn Informacyjny", zaczął się dopływ informacji
o represjach, reakcjach opozycji i tworzonych programach.
14
sierpnia 1980 r. RWE podało, że od godziny 6 rano strajkuje Stocznia Gdańska.
Informację tę uzyskano za pośrednictwem Jacka Kuronia prowadzącego już
od kilku lat w swym mieszkaniu "biuro", jak nazywali je działacze
opozycji. Biuro to spełniło w lecie 1980 roku rolę, której nie wypełniał
PAP. Narzędziem pracy był telefon, który bez przerwy dzwonił. Gorące
informacje z kraju przekazywano natychmiast do braci Aleksandra i Eugeniusza
Smolarów w Londynie i Paryżu. Stamtąd trafiały do wszystkich agencji światowych
i oczywiście do RWE.
Wykorzystano m.in.: Archiwalia Rozgłośni Polskiej RWE w Archiwum Dokumentacji Mechanicznej; udostępniony przez wydawnictwo RYTM maszynopis książki Aliny Grabowskiej "Wspomnienia pracowników Rozgłośni Polskiej RWE"; książki Jana Nowaka-Jeziorańskiego "Polska z oddali", Jerzego Morawskiego "Głosy z Monachium", Zygmunta Jabłońskiego "Gabinet figur radiowych" i inne.
3 część
Pracowaliśmy na własną zgubę
Tekst został opublikowany w "Rzeczpospolitej" w numerze z 2-3 maja 2002 r.
Jan
Nowak-Jeziorański, pierwszy szef Sekcji Polskiej RWE
(c)
Archiwum Dokumentacji Mechanicznej
Szesnastolatek
z Lublina, Ireneusz Haczewski, zbudował w 1957 r. nadajnik i, oczywiście
zaczął retransmitować Wolną Europę. Przed więzieniem uratował go
"Express Wieczorny" pisząc o młodym geniuszu, który nie wiedział,
co czyni. Wiedział - w roku 1982 zbudował kilkadziesiąt nadajników
"Kapral" dla podziemnego Radia "S" ze Świdnika, żeby
prowadzić wojnę z generałem. W 1988 r. zaś został korespondentem RWE.
Strajk
rozpoczęty 14 sierpnia 1980 r. w Stoczni Gdańskiej rozlewał się na cały
kraj. Dwa tygodnie później do słuchaczy zwrócił się dyrektor rozgłośni
polskiej, Zygmunt Michałowski: "... porozumienie, bez obcej
ingerencji... rzetelne, z chęcią dotrzymania przyrzeczeń - to jedyne trwałe
rozwiązanie obecnego konfliktu...".
Reżim
zareagował, jakby był głuchy: "... nadal spotykamy się z próbami
podsycania napięć. Sporą rolę odgrywają tu m.in. dezinformacje i
spekulacje dobrze nam znanych zagranicznych rozgłośni" - pisała
"Trybuna Ludu".
Komentarz
dało życie. W Gdańsku, 31 sierpnia, podpisane zostało porozumienie, a 1
września Marek Łatyński mówił: "Polscy robotnicy okazali się siłą,
która decyduje o losach kraju".
-
Wolna Europa wprowadziła zabójczy dla totalizmu element pluralizmu
informacji - powiedział na sesji z okazji 50-lecia rozgłośni Karol
Modzelewski. - W roku 1980 załogi wiedziały, gdzie się strajkuje, że się
strajkuje, jakie są postulaty.
Rzecz
najważniejsza
-
Naszą najważniejszą rolą było przekazywanie rzetelnej informacji -
powiedziała nam Włada Majewska ze studia londyńskiego RWE, należąca do
najstarszego pokolenia pracowników.
Danuta
Pacyńska-Drzewińska, która przyszła do RWE w 1984 r., wyrzucona po 13
grudnia z TVP, z "Dziennika", trafiła najpierw do redakcji...
"Dziennika". Czym różniła się RWE od telewizji polskiej: - W
Wolnej Europie nie było cynizmu, było poczucie misji, nie było cenzury -
powiedziała.
-
Co było najważniejsze w RWE - zapytaliśmy Zygmunta Michałowskiego, byłego
dyrektora. - Wolność.
RWE
dawało dziennikarzowi rzecz w kraju nie do pomyślenia: świetne archiwum,
dostęp do materiałów wszystkich agencji światowych, możliwość
korzystania ze 150 tytułów prasy polskiej. A warto podkreślić, że
sytuacja RWE była specyficzna, rozgłośnia nie mogła mieć w Polsce
oficjalnych korespondentów. Każda informacja musiała być tym staranniej
sprawdzana. Zasadą było potwierdzanie wiadomości co najmniej w dwóch źródłach
- kanon wprowadzony już przez Nowaka. Rozgłośnia zlecała też
sprawdzenie informacji agencjom zachodnim, które miały swoich korespondentów
w Polsce.
Czasem
potrzebny był nos. Na początku stanu wojennego Zygmunt Michałowski nie puścił
na antenę dwóch sensacyjnych i na pozór wiarygodnych informacji: o samobójstwie
Tadeusza Mazowieckiego oraz o ludziach przetrzymywanych na stadionach. To były
fałszywki.
Druga
zasada, także towarzysząca RWE od momentu powstania, to szybkość
reakcji. Stefan Kisielewski był zdumiony, kiedy po wygłoszonym w Sejmie
przemówieniu wrócił do domu, a żona przywitała go słowami: - Co to,
przemawiałeś w Sejmie? - A skąd wiesz? - zapytał zdumiony. Odpowiedziała:
- Z Wolnej Europy. Od tej chwili, jak żartował Jan Nowak, Kisiel był
przekonany o tym, że radio ma w Polsce współpracowników wyposażonych w
krótkofalówki. Nawet w Sejmie!
Tymczasem
rozgłośnia powtórzyła po prostu informację nadaną kilka minut wcześniej
przez Polskie Radio. Nasłuch był całodobowy. Objęte nim były również
radiostacje lokalne. Na przykład informacje o wydarzeniach grudniowych 1970
r. powtórzono za rozgłośnią gdańską PR. Tak samo postępowano z prasą.
Zanim do monachijskiej redakcji zaczęły masowo napływać tytuły
podziemne, wiele wiadomości o strajkach, procesach, represjach znajdowano w
pismach oficjalnych, wychodzących "w terenie", dostępnych tylko
tam, gdzie się ukazywały.
Cena
prawdy
Charakterystycznym
dla RWE sposobem zdobywania informacji były tzw. biura terenowe.
Przygotowywały korespondencje dla radia i sporządzały raporty z rozmów z
rodakami, którzy wyjechali na Zachód. Czasem byli to uchodźcy, czasem
turyści, zdarzały się znane nazwiska. Działalność biura przypominała
pracę białego wywiadu, a niektóre pytania obszernej ankiety dotyczyły
spraw wojskowych. Dla peerelowskich władz była to komórka CIA.
Nie
dziwią więc obawy przyjezdnych. Jedynie Stefan Kisielewski chciał występować
pod nazwiskiem. A pewien starszy pan - mówił nam Maciej Morawski -
zapytany, czy nie bał się przyjść do biura RWE, odparł: - Proszę pana,
ja mam 78 lat i raka...
Ze
względu na bezpieczeństwo ludzi wracających do kraju wymogi konspiracji
musiały być utrzymywane. Inżynier Ryszard Daniłowicz z Krakowa za
przekazywanie informacji został skazany w 1965 r. na pięć lat więzienia.
Władysława Bartoszewskiego nie zamknięto prawdopodobnie tylko dlatego, że
był postacią zbyt znaną w świecie. Za kraty trafiło kilku jego współpracowników.
Dziesięć lat za szpiegostwo na rzecz CIA dostał Józef Szaniawski, współpracownik
RWE od 1973 do 1985 r. Z pięciu lat, które spędził w więzieniu,
ostatnie kilka miesięcy przypadło na rządy Tadeusza Mazowieckiego. Warto
przypomnieć, że świadkiem oskarżenia był na tym procesie... ppłk
Andrzej Czechowicz, choć skończył "rozpracowywać si-aj-ej" w
1971 r., kiedy Szaniawski nie miał z rozgłośnią żadnych kontaktów.
Maciej
Morawski mówił o próbach zastraszania pracowników RWE: były telefony z
pogróżkami, fałszywe alarmy bombowe. Jedna bomba wybuchła naprawdę. Podłożona
przez pomyłkę w skrzydle czechosłowackim. W latach 90. do sprawstwa
przyznawało się wielu ludzi, w tym były generał KGB Kaługin, a nawet
Ali Agca. Była też ofiara. Robotnik z Konina, zwerbowany przez SB do śledzenia
swoich znajomych z rozgłośni, postanowił ujawnić peerelowską siatkę w
Monachium; zginał pod kołami ciężarówki.
Pomost
-
Dyrektor Michałowski lubił opowiadać - wspomina Andrzej Świdlicki - jak
21 sierpnia 1968 r., mimo inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację,
Czesi, jak gdyby nigdy nic, o 17.30 wyszli z pracy z parasolami w ręku i
kapeluszami na głowach. 13 grudnia 1981 r. o drugiej nad ranem dyrektora
Michałowskiego obudził telefon. Wkrótce potem był już na Englischer
Garten 1, w siedzibie rozgłośni.
Na
samym początku nie bardzo wiedziano, jak odnieść się do wydarzenia.
Szyderczy komentarz "Żołnierza Wolności" brzmiał wówczas:
"Ogary Michałowskiego straciły węch i zaczęły się kręcić za własnym
ogonem". Ale kontakty nie uległy zerwaniu. "Mamy informacje od
zagranicznych korespondentów, którzy opuszczają Polskę, gdy im zabrano
dalekopisy i wyłączono telefony", wspomina Alina Grabowska. "Długą
rozmowę telefoniczną przeprowadzamy z Janem Kottem, który wyjechał
natychmiast po zerwaniu Kongresu Kultury i już następnego dnia mówił o
tym na naszej antenie."
Na
antenie pojawiły się pierwsze sylwetki internowanych.
Szybko
zaczęła też napływać prasa podziemna. - Wykorzystywano te same kanały,
co dla paczek z żywnością, z pomocą humanitarną - mówi Lechosław
Gawlikowski. - Przez Amsterdam, Oslo, Paryż dostawaliśmy w zasadzie
wszystko.
Bardzo
dużo materiałów przedostawało się na Zachód dzięki pomocy dwojga
pracowników ambasady francuskiej. Pomocna była ambasada USA, dyplomaci
szwedzcy.
Telefony
były zablokowane. Polacy, którzy przed stanem wojennym znaleźli się za
granicą, zostali odcięci od najbliższych. Wolna Europa złamała blokadę
rozpoczynając 16 grudnia audycję "Pomost - telefon do kraju". Były
różne wiadomości, tragiczne, ale też zabawne.
"Najdroższa
mamo, zawiadamiam ciebie, że dziś rano umarł tatuś na statku płynącym
do Danii. Czekamy na pogrzeb, proszę cię, nie płacz" - przytacza
Zygmunt Jabłoński. "Dla siostry Wandy w Gdańsku. Uważaj po operacji
na swoje struny głosowe. Najlepszym ćwiczeniem i terapią jest granie na
harmonijce. Przesyłam ci jedną, może dojdzie. ČSolidarnośćC zwycięży!
Stasia, New Jersey."
"Solidarność"
w Monachium
-
Kiedy mówię do was w tej chwili, wydaje mi się, że jestem jeszcze nadal
jednym z was, słuchaczem w kraju - mówił nowy dyrektor Zdzisław Najder
21 kwietnia 1982 r.
Radio
Warszawa 3 maja 1982 r. donosiło: "Mister Najder ma dwa atuty. Po 25
latach pracy dla amerykańskiego wywiadu, jak mówią kadrowcy, sprawdził
się. Po drugie bystry. Książki pisał, złapać się nie dał, prawdziwy
inteligent".
Mimo
figlarnego komentarza reżim był śmiertelnie poważny. Najder został
skazany zaocznie na śmierć. Maciej Morawski, pracownik biura paryskiego
RWE od lat 60., powiedział nam, że Najder bardziej niż dziennikarzem był
politykiem, działaczem.
-
Pojawiło się pytanie - mówi Najder - na ile radio może zalecać, do
czego Polacy powinni dążyć. Zygmunt Michałowski uważał, że radio ma
przede wszystkim rzetelnie informować. Ja uznałem, że radio powinno
pokazywać alternatywne rozwiązania, udzielać rad.
-
Najder całkowicie zmienił charakter radia - powiedziała nam Danuta Pacyńska-Drzewińska,
redaktor sztandarowej, zdaniem wielu pracowników RWE, audycji wprowadzonej
w tym czasie na antenę - "Polska, jaka może być". - W tym
programie przedstawialiśmy zarówno diagnozy rzeczywistości, opinie na
temat tego, czym Polska jest, jak też cele i propozycje konkretnych rozwiązań.
Pomysł,
że Polska w niedalekiej przyszłości może odzyskać niepodległość i
trzeba myśleć, jak ją urządzić, wydawał się początkowo z Księżyca.
Co prawda, już wcześniej były podobne programy, ale miały one cel
edukacyjny. A tu - zobaczono niepodległość jako coś realnego.
"Solidarność"
szturmem wdarła się do RWE. Opozycja była obecna w programach, odkąd w
Polsce zaistniała. Ale teraz kraj dostarczał większość materiałów.
Prezentowano nie tylko bibułę. Apele, komunikaty, wezwania podziemnych władz
"S" do protestów były natychmiast odczytywane. Kłóciło się
to z zasadą, przyjętą jeszcze za Nowaka, żeby nie apelować, tylko
informować. Biuro brukselskie "Solidarności" dostało własną
audycję. Był to kolejny wyłom: do tej pory na antenie prezentowano tylko
materiały przygotowane przez RWE.
Razem
z Najderem - pierwszym dyrektorem z kraju - przyszło do rozgłośni
pokolenie ludzi urodzonych i wychowanych w PRL. Zaczęły się spory.
Zarzucano Najderowi przeintelektualizowanie programu, że zamienia radio w
seminarium conradystyczne. Ale były - i są - zarzuty znacznie większego
kalibru: o agenturalność i o to, że Najder zatrudniał ludzi
"umoczonych" w PRL.
-
Słowo "Solidarność" nie brzmiało tam tak jednoznacznie jak w
Polsce. Szacunkowi towarzyszyły zastrzeżenia, że nie chce obalić ustroju
- powiedziała nam Danuta Pacyńska-Drzewińska.
A
Najder dodaje: - "Solidarność" przez duże "S", ta
daleka, w Polsce, była cudowna, ale kiedy przychodzili do radia ludzie z
tej "Solidarności", nazywano ich "maciusiowcami" (od
imienia prezesa Radiokomitetu za czasów Gierka - Macieja Szczepańskiego).
Kraj
na antenie
W
latach 50. popularny dowcip brzmiał: - Co słychać? - Zagłuszają.
Stan
wojenny i czas rządów WRON i Jaruzelskiego to okres najintensywniejszej
pracy zagłuszarek. A także walki z dywersją sączącą się z odbiorników.
W Polskim Radiu pojawił się wtedy program, który miał dać odpór wrażym
rozgłośniom. Przytaczano tam przy okazji całe fragmenty audycji RWE.
Jedna z komisji podziemnych "S" wystosowała do władz oficjalne
podziękowanie: "Bo bardzo dobrze słychać". I prosiła o więcej.
"W
pierwszy dzień 1988 r. dowiedziałem się rano z telefonu z radiowego działu
technicznego, że... program rozgłośni polskiej nie jest zagłuszany",
pisze Marek Łatyński.
Radiostacja
im. Buczka, jak nazywał zagłuszarki Roman Zimand, zamilkła, a Wolna
Europa zaczęła intensywnie wydzwaniać po kraju. Rozbrzmiały głosy
znanych ludzi: Kuronia, Moczulskiego, Borusewicza, Macierewicza, Jurczyka,
Geremka, a przede wszystkim Wałęsy.
Większość
rozmów przeprowadzał Maciej Morawski z biura paryskiego.
-
Niestety, musimy naszą rozmowę przerwać, bo przyszli po mnie panowie -
powiedział Jacek Kuroń do Morawskiego, który zadzwonił do jego
mieszkania w Warszawie. - Niech pan uprzejmie zawiadomi... - Tu wtrącił się
jeden z funkcjonariuszy: - Kogo trzeba... - Na to Kuroń: - O właśnie,
niech pan zawiadomi kogo trzeba.
Rozmowa
została wyemitowana cztery minuty później.
Rozgłośnia
kontynuowała dwa wątki - ustalony jeszcze w latach 50., żeby popierać główny
nurt polskiej polityki niepodległościowej i nowszy, wprowadzony przez
Najdera: dać głos krajowi.
-
W czasie przemian popieraliśmy nurt wałęsowski - mówił nam Marek Łatyński
o okresie poprzedzającym czerwcowe wybory - główny nurt opozycji. W drużynie
Wałęsy widzieliśmy tych, którzy mogą wygrać. Inni byli marginesem.
Opowiadano
się też wyraźnie przeciwko bojkotowi wyborów i, jak mówił na antenie
Łatyński, "metodom gwałtownym".
A to
Polska właśnie
-
Zawsze mówiłem, że pracujemy na własną zgubę - powiedział nam Jan
Nowak. Twórca rozgłośni polskiej uważał, że gdy przyjdzie wolność,
RWE przestanie być potrzebne.
Kiedy
pierwszy dyrektor RWE przyjechał do kraju w 1989 r. z pierwszą wizytą po
wojnie, fetowano go jak króla, ale na Okęciu zgubiono jego bagaże.
Tadeusz Nowakowski chwalił ludzi, krajobrazy. Nawet milicjant był kochany:
kiedy redaktor RWE przyszedł na komisariat zgłosić kradzież samochodu,
milicjant postawił mu herbatę. Samochody ukradziono też kilku innym
redaktorom.
W
1990 r. w Warszawie zaczęło działać biuro RWE kierowane przez Macieja
Wierzyńskiego, a 19 czerwca 1994 r., w ostatnim wydaniu "Faktów-Wydarzeń-Opinii",
p.o. dyrektora, Lechosław Gawlikowski żegnał się ze słuchaczami:
"Program w Warszawie nadawać będzie RWE Incorporated, nowa jednostka
prawno-organizacyjna. RWE Incorporated chce kontynuować tradycje naszej
rozgłośni".
-
Głęboki spór pojawił się wówczas - mówi Maciej Wierzyński - gdy
Amerykanie przyjęli projekt Piotra Mroczyka - ostatniego dyrektora -
przeniesienia rozgłośni do Warszawy i skomercjalizowania jej. Ci, co
pozostali w Monachium, uważali, że będzie to zupełnie inne radio.
-
Jedynym sposobem była prywatyzacja - twierdzi Piotr Mroczyk. - Wielu się
oburzało: "Będziemy reklamowali podpaski!?". A ja mówiłem, że
chodzi o znalezienie źródeł finansowania, a nie komercjalizację
programu.
Ale
żeby móc zbierać reklamy, trzeba było mieć koncesję, której
radiostacja nie otrzymała.
***
Gdy
Urban w 1988 r. próbował wprosić się z wizytą do RWE, pracownicy
zagrozili strajkiem, choć słuchacze kusili: "Jak przyjedzie KOC NA ŁEB
- 30 batów na gołą d... Potem wsadzić do bagażówki pociągu do
Warszawy na mój koszt".
W
2002 r. w dyskusji otwierającej obchody pięćdziesięciolecia RWE,
zorganizowanej przez Naczelną Dyrekcję Archiwów Państwowych wziął
udział Jerzy Wiatr. - To jest hańba - donośnym głosem mówił Józef
Szaniawski, człowiek, który za współpracę z RWE spędził wiele lat w
więzieniu. - Trzeba było jeszcze zaprosić Urbana, generała
Walichnowskiego, pułkownika Czechowicza i Pastusiaka!
-
To radio jest jak Polska - mówiło nam wielu rozmówców. Rozpoczęło działalność
pod rządami kapitana Nowaka, a skończyło ją w czasach, gdy, jak wspomina
Andrzej Świdlicki, w Polsce rozpoczynał się okres "towariszcza
biznesmena", spółek nomenklaturowych i uwiarygodnienia się Jerzego
Urbana.
Wykorzystano: materiały ADM - CD "Fragmenty wybranych audycji"; udostępniony przez wydawnictwo RYTM maszynopis książki Aliny Grabowskiej; książki Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Jerzego Morawskiego "Głosy z Monachium", Zygmunta Jabłońskiego "Gabinet figur radiowych" i inne